23 sierpnia 1846r. został odkryty Neptun. 150 lat doświadczeń z astrologicznym oddziaływaniem tej ostatniej wielkiej planety na progu uniwersum jednomyślnie przekonało wszystkich astrologów, którzy z nim pracowali, że Neptun i epoka Ryb przeniknięte są takim takim samym duchem. Nawet okoliczności, które towarzyszyły narodzinom tej planety w świadomości ludzkości, są odzwierciedleniem wielu cech, które dziś, w sposób dla nas oczywisty, kojarzymy z Neptunem. Te typowo „rybowate” sytuacje zdały się przyczynić się do dość szybkiego i definitywnego przypisania Neptunowi władztwa nad znakiem Ryb.

Historia odkrycia rozpoczęta została przez curiosum: 27 stycznia 1613r. sam Galilieo Galilei [ur. 15.02.1564r., 15.00 LT, 14.18 GT, Pisa, Asc. 05.55 Lwa] dostrzegł planetę, której istnienia, na początku XVII w., nawet w najśmielszych myślach nikt nie dopuszczał, bowiem od czasów antycznych klub złożony z siedmiu planet uchodził za doskonale pełny. Galilei, który właśnie obserwował księżyce Jowisza, wziął Neptuna za gwiazdę stałą, mimo iż dostrzegł jego ruchy.

W XVIII w. ta sama pomyłka przytrafiła się Francuzowi Josephowi Jerome Lalande. Można sobie wyobrazić starego Neptuna / Posejdona, z jego nieziemskim uśmiechem na twarzy i algami we włosach, szczęśliwego, że swą tożsamość może jeszcze paręset lat utrzymywać w ukryciu i tylko czasem znienacka ukazywać się nierozpoznany.

Analogicznie do tych nie zauważonych występów na planetarnej scenie zachowują się osoby neptuniczne. [Przypis 1.: Za takie uważam ludzi, którzy mają mocno obsadzony znak Ryb, lub dom 12, lub Neptuna na osiach, lub najmniej dwie planety osobiste aspektowane (z kwinkunksem włącznie) przez Neptuna.] Trudno jest im być konkretnymi. Wynurzają się z jakichś niejednoznacznych okoliczności. Trudno im o związki z ustalonymi formami. Nie wykładają kart na stół. Idą za wygodna dla nich pokusą pozostawania incognito w nurcie wydarzeń. Po co zresztą rozróżniać i definiować? Ścisłe sformułowania oraz opowiadanie się są trudne, a poza tym, dla istot ze świata wielkiej wody, wydają się wręcz nieużyteczne. Osoby neptuniczne często znajdują się w jednej z dwóch sytuacji: Albo razem z wszystkimi innymi odbierają na tej samej długości fali, a więc rzeczy postrzegane są w taki sam sposób i nie ma potrzeby opowiadania się, albo też jest inaqczej i nie ma po co tak zaraz komunikować własnej(!) prawdy, ponieważ może okazać się fałszywa, niezrozumiała lub też dla innych w ogóle bezwartościowa. Często obecne jest nieprzyjemne uczucie, a nawet strach, że słowa (i czyny) mogą pozbawić czaru, a nawet zniszczyć tak ważny w świecie Ryb nastrój czy otoczkę rzeczy.

Oczywiście, tak jak w oceanie, są różne ryby. Stosownie do indywidualnego etapu rozwoju ktoś może mieć własne powody by trzymać buzię zamkniętą i nie dać się rozpoznać. Będące „w drodze” Ryby mogą odczuwać głębokie zadowolenie, gdy, napotkawszy inną kulturę, po prostu pozwolą porwać się nurtowi wydarzeń. Nie sprawia im trudności żeby jakby od wewnątrz odczuwać obce wartości czy zwyczaje. Mogą się w nie wczuwać, a nawet jakby wcielać i do nich dostosowywać własne zachowanie i własną formę. W ten sposób Ryby wszędzie, gdzie się pojawią, mogą się poczuć jak u siebie. I dzięki temu nie wyróżniać się. Mogą wibrować z tą samą frekwencją co otoczenie. Sprawiają wrażenie, że wiedzą o co chodzi. Można powiedzieć, że tożsamość posiadającej rutynę Ryby polega właśnie na jej braku. Wszystko według powiedzenia: po co się przy czymś upierać, skoro i tak wszystko się zmienia? Tak jak inni mieszkańcy głębokiego oceanu starają się – i to niemal hipnotycznie – utrzymać swój subiektywnie nastrojony punkt widzenia, mimo zmieniających się okoliczności i nie udostępniać go innym. Paleta jest olbrzymia i sięga od słodkiej ekstazy („czuję Boga we wszystkich rzeczach”) do nostalgicznej beznadziejności („mnie już nikt nie rozumie”). Dokądkolwiek by się i z jakiego powodu przyszło, wspólny jest fakt, że jest po prostu wiele wygodniej niektóre sprawy zatrzymać tylko dla siebie, co oczywiście powiększa prawdopodobieństwo, że te neptuniczne stany będą narastać. I jest obojętne, czy tu słyszy się śpiew aniołów, czy też cierpi się z powodu swej roli jako ofiary.

Ale wróćmy jeszcze do G. Galilei, który w 1609r. odkrył księżyc Jowisza i w ten sposób dostarczył ludzkości pierwszy dowód, że nie wszystko kręci się wokół Ziemi. [Przypis 2.: Galilei zaprosił wielu duchownych, by im pokazać przez teleskop księżyce Jowisza, fazy Wenus i plamy na Słońcu. Ci jednak wzbraniali się wytrwale, bojąc się doznać szkody na duszy, bowiem wychodzili z założenia, że coś takiego jak księżyce Jowisza niczym innym być nie może jak tylko dziełem szatana.] Te odkrycia doprowadziły jednak później nawet najzagorzalszych sceptyków do uznania Słońca za centrum naszego bytu [Daseins]. Kościół i jego wierni stronnicy potrzebowali na to ponad dwa wieki. [Przypis 3.: W roku 1633, po ukazaniu się „Dialogu”, będącego przekonującym dowodem heliocentrycznego obrazu świata, Galileusz został przez kościół skazany na dożywotnie więzienie i po torturach zmuszony do odwołania pogladów na kolanach. Legendarne słowa „a jednak się kręci” miał w tamtej chwili dodać po cichu. Jako, że zdaniem papieża, był skandalem dla całego chrześcijaństwa, został pochowany bez ceremonii i bez napisu nagrobnego, z dala od rodziny. Na całe 200 lat został wyklęty. Dopiero w 1835r. jego dzieło zostało skreślone z indeksu ksiąg zakazanych. Jeszcze w roku odkrycia Neptuna, a więc 1846, Monsignore Marini otrzymał z Watykanu zlecenie zafałszowania dokumentów procesowych na korzyść kościoła. Szwindel ten wydał się 20 lat później.]

4 stycznia 1613r., a więc w dniach gdy Galileusz dokonywał swych „błędnych” obserwacji, miało miejsce stosunkowo rzadkie zaćmienie Neptuna przez Jowisza. Na około półtorej godziny Jowisz znalazł się przed Neptunem i w ten sposób zakrył swego odległego kolegę przed spojrzeniami Ziemian. Że w tych warunkach, w zasadzie optymalnych dla odkrycia Neptuna, planeta ta nie została dostrzeżona, do wysnucia jest wniosek, że świat jeszcze nie był gotowy na jego przyjęcie. Zmiana stosunków w układzie słonecznym, poprzez odejście od geocentryzmu, była wydarzeniem zbyt świeżym, aby zaraz potem powiększać klub planetarny, nie mówiąc już o przejęciu władztwa Jowisza przez Neptuna i tym samym jakby wzniesieniem Ryb na wyższą oktawę. Niedojrzałość świata była oczywista: zaraz potem wybuchła w Europie wojna trzydziestoletnia. Być może Jupiter / Zeus, stary ojciec bogów, jeszcze raz odegrał jedna ze swoich sztuczek, by przedłużyć własne panowanie w Rybach o dalsze 233 lata. [Przypis 4.: W tym kontekście należy z uznaniem dostrzec pozytywny rozwój astrologicznej interpretacji znaku Ryb, jaki dokonał się od postrzegania go dawniej jako „nocnego znaku Jowisza”.]

Przypadki błędów Galileusza i Lalanda pozwalają nam zapoznać się z ważną cechą Neptuna. Rzeczywistość czy też tożsamość nie zostają rozpoznane, ponieważ obserwator pracuje jakby na innej długości fali. Znaczenie tego, co zostało dostrzeżone, nie ma do nas dostępu i pozostaje jakby ukryte, ponieważ nasz obraz świata czy nasz kąt widzenia jest zbyt wąski. Równie dobrze dzisiaj istnieć może jeszcze wiele subtelnych energii, rzeczy czy istot, których prawdziwa tożsamość, znaczenie i możliwości nie są znane nikomu lub tylko niewielu osobom. W przyszłości ich istnienie i rola mogą być uznawane za oczywiste. W typowo neptunicznej manierze lepiej już teraz zamilknę na temat tego, co myślę.

Gdy w 1781r. William Herschel, astronom hobbista, odkrył Urana, post – Newtonowski świat nauki znajdował się w rauszu wynajdowania formuł i praw ujmujacych wszystkie fenomeny. Do roku 1825 zdążono zaobserwować już połowę orbity Urana. Dzięki badaniom możliwe było również rozpoznanie kilku jego wcześniejszych pozycji. Pojawił się jednak duży kłopot, ponieważ jakkolwiek by liczyć orbitę, nie zgadzała się z faktycznymi obserwacjami. W efekcie, w latach czterdziestych XIX w. zapanowało powszechne przekonanie, że wkrótce będzie można odkryć kolejna planetę zewnętrzną, odpowiedzialną za zakłócenia orbity Urana. Proszę zwrócić uwagę: orbita Urana, planety ratio, logosa, wolności i olśnień jest zakłócana przez coś nieznanego. Naukowcy poczuli się wyzwani. Inteligencja, a więc elita logosu wysłała armadę Merkurego do walki, z zamiarem matematycznego rozwikłania tych tajemnic. Sprawa delikatna i w najwyższym stopniu ambitna.

W październiku 1843r. jako pierwszy podjął się tego Anglik John Coach Adams (Słońce w Bliźniętach na MC, Asc. w Pannie, koniunkcja Uran / Neptun w Strzelcu). W 1845r. był już w stanie, dzięki dokładnym obliczeniom, przewidzieć pozycję Neptuna w dniu 30.09.1945r. Swoje dane przekazał dyrektorom obserwatoriów astronomicznych w Cambridge oraz Greenwich, którzy wcześniej namawiali tego wielce utalentowanego matematyka do podjęcia takich matematyczno – detektywistycznych badań.

Dzień ten przeszedł jednak w typowo mglisto – rybnej manierze. Nikt na serio nie skierował teleskopów tam, gdzie wskazywałyby to koordynaty Adamsa. Nie da się również podać jakiś rozsądnych powodów takiego rozwoju wydarzeń. Gdy w rok później odkryto tę nową planetę, Adams przeżywał właśnie ostry tranzyt Plutona na swoim Marsie w Baranie i łatwo sobie wyobrazić jak przyjął to odkrycie do wiadomości. Oczywiście okazało się do tego, że jego obliczenia były jak najbardziej dokładne. Kiedy jednak obejrzymy sobie horoskop dnia 30 września 1845r., łatwo dostrzeżemy, że układ planet, który miał umożliwić wprowadzenie Neptuna na scenę, raczej się do tego nie nadawał. Mars stał gdzie jak gdzie, ale właśnie tuż przy Neptunie.

Wysiłki Adamsa zostały jakby zlekceważone i to przez tych, którzy go do nich nakłonili. Tymczasem w Paryżu, parę miesięcy później, Urbain Jean Leverrier przedstawił swą wychwalaną przez świat nauki pracę o zakłóceniach orbity Urana, a poźniej podał dokładne pozycje poszukiwanej planety. Jednak historia powtórzyła się: nikt nie spojrzał i nie sprawdził. Wszyscy wyrażali uznanie, lecz nikt nie poparł czynem. Projekt ugrzązł gdzieś, rozwiał się. Nie wiadomo czy to zaniedbanie, lenistwo, zapomnienie czy może jakieś intrygi. Na pewno rozpoznajemy tu atmosferę mgły i półcieni, którą później wiązano z osobami spod znaku Ryb czy związanymi z Neptunem. W końcu było to za dużo dla obrażonego na ojczyznę Leverrier. W oczekiwaniu na działania zaspanych francuskich astronomów stracił cierpliwość. Napisał do Johanna Gottfrieda Galle, utalentowanego asystenta w berlińskim obserwatorium astronomicznym. Ten jeszcze wieczora tego samego dnia, w którym otrzymał list, zdołał przekonać swego sceptycznego przełożonego Ecke i uzyskał pozwolenie na poszukiwanie nowej planety. W ten sposób został odkrywcą. Za kosmiczny dowcip należy uznać fakt, że był wspomagany przez kolegę nazwiskiem d`Arrest. Gdy Jowisz i Mars nie sprawdzili się jako położnicy czy drogowskazy [roz]poznania, przyszła kolej na Saturna, który z Neptunem tworzył właśnie koniunkcję. I to jest właśnie rdzeń dowcipu, bowiem tradycyjnie Saturn jest przecież władcą policji i więziennictwa.

No i to jest koniec zabawy, panie Neptunie. Już nie ma ucieczki. Nadeszła godzina prawdy.

Spójrzmy na horoskop odkrycia [23.09.1846, g. 23.20, Berlin, Asc. 01.34 Lwa]. Potrzeba było aż trzech planet w Pannie (znak opozycyjny dla Ryb) i do tego Saturna na Neptunie, żeby ten się ujawnił i podjął swego zadania w psychice ludzi. [Przypis 5.: List Leverriera do Galle został wysłanyna na nowiu Marsowym w Pannie, a więc gdy w Pannie znajdowało się pięć planet. Ciekawe, że Leverrier urodził się krótko po zaćmieniu Księżyca w Pannie w tym samym stopniu; J.G.Galle ur. 09.06.1812, 13.00 LT, 12.10 GT w Pabsthause bei Wittenberg, Asc. 01.60 Wagi]. Jako że godzina jego urodzin nie jest jednak pewna, możliwe jest również, że Galle urodził się na nowiu w Bliźniętach, z Asc. w Pannie. Byłby to więc człowiek z mocno zaznaczonym Merkurym. Słońce i Księżyc w Bliźniętach znajdują się w opozycji do urodzeniowego Neptuna, co dla właściciela horoskopu tworzy idealne warunki dla zostania odkrycą tej planety.

W horoskopie U. Leverriera [ur. 11.03.1811, 10.00 LT, 10.04 GT w Saint-Lo/Manche, Asc. 18.24 Bliźniąt], odwrotnie niż u Galle, Neptun pozostaje jedyną planetą nie aspektowaną. Zatem, by dotrzeć do Neptuna, Leverrier potrzebował pomocy. Widzimy też dobrze obsadzony żywioł powietrza oraz Asc. w Bliźniętach, z Merkurym jako władcą w Wodniku na MC. W czasie odkrycia tranzytujący Neptun znajdował się na urodzeniowym Merkurym Leverriera. Zatem to odkrycie zawdzięczamy przede wszystkim Merkuremu. – Bez zjednoczenia wysiłków Saturna i Merkurego sprawa nie mogłaby nabrać urzędowego charakteru.

Ze względu na wielokrotne wymykanie się Neptun jest w pewnym sensie ofiarą samego siebie. Fakt jego egzystencji jest też nawet nadużywany. Jego odkrycie wskazywane jest jako triumf astronomii matematycznej. W ten sposób popierane są elementy antyneptuniczne. Takim cechom duchowości jak logiczność, racjonalność oraz intelektualizm przyznaje się pierwszeństwo i w ten sposób umacnia wynikający z nich materializm. Jako drugi biegun wskazuje się osoby madiumiczne lub indyjskich guru (jako postaci typowo neptuniczne), z zapytaniem, czemu to właśnie nie im nie zostały objawione pozycje Neptuna, żeby je mogli przekazać kompetentnym wypatrywaczom gwazd.

Rola jaka odegrał Laverrier przy nadaniu Neptunowi jego imienia jest typowa dla koniunkcji Słońca z Neptun czy Słońca w Rybach. Najpierw, wielce uradowany, poinformował Galle, że zdecydowano się na imię Neptun i znak w postaci trójzębu. Jednak kilka dni później cała sprawa czy własna rola uderzyła mu do głowy i zaczął przekonywać kogo tylko mógł, że nowa planeta, jako „jego”, od niego samego powinna wziąć nazwę. Typowo rybne przecenianie własnych kompetencji. Fenomen często się powtarzający w układach Słońce / Neptun (tutaj wzmocniony bliskością Plutona). Współpłynięcie, niechęć do wyróżniania się czy typowo neptuniczna skromność zamieniają się w swe przeciwności, tj. w ekstremalną potrzebę bycia ważnym, co wynika z życzenia lub wiary bycia kimś szczególnym. Leverrier, w gruncie rzeczy, posiadał prawo do nadania imienia, lecz nie udało mu się tego przeprowadzić. Jednak, podobnie jak w przypadku Urana, trwało to jeszcze wiele lat, zanim imię Neptun przyjęło się powszechnie. Na szczęście, proszę sobie wyobrazić: „w trzecim domu, w 2o Koziorożca, znajdujemy będącego w kwadraturze do…”. I nic lepiej!