W rozmowach ze znajomymi, szczególnie tymi, na tzw. duchowej ścieżce, spotykam się często ze zdaniem, że temat wybaczania mają już z głowy, gdyż, chociaż zranień w ich życiu nie brakowało, to nie odczuwają oni już żalu o nic, do nikogo. Owszem, mówią, zagadnienie to jest nader ważne, ale dla innych, tych raczkujących na drodze rozwoju osobistego. Czasami dodają słowa otuchy i pochwały, typu: „Wykonujesz ważną robotę, tak wielu ludzi potrzebuje uzdrowić przeszłość”. Przyznam, że i ja myślałem podobnie, gdy „przypadkowo” wpadła mi w ręce książka Colina Tippinga Radykalne Wybaczanie. Przejrzawszy kilka stron, zastanowiłem się nad własnym życiem i stwierdziłem, że nic naprawdę tragicznego w nim się nie wydarzyło, a na mniejsze przykrości, które mnie spotkały, już dawno spojrzałem z duchowego punktu widzenia, lub je zracjonalizowałem, dostrzegając w nich swój udział i cenną lekcję jakiej dostarczyły. Książka, naturalnie powędrowała na półkę i gdyby nie kolejny „przypadek”, gdy zaproponowano mi tłumaczenie wykładów i warsztatów Tippinga, w czasie jego pierwszej wizyty w Polsce, prawdopodobnie pozostałbym jednym z tych „uzdrowionych”. Już dokładne studiowanie książki, jako przygotowanie do roli tłumacza, uświadomiło mi, że z tym moim „wybaczeniem” nie jest chyba do końca tak jak myślałem. Rozmowy z Ireną Polkowską – Rutenberg, trenerem metody Radykalnego wybaczania z Nowego Jorku, która sprowadziła Colina do Polski, pokazały mi, jak wiele rzeczy głęboko ukrytych jest w mej podświadomości. Musiałem zweryfikować swoje poglądy na zagadnienie „wybaczania” i robię to do dziś, już jako trener metody. Pracując z innym i sobą samym wciąż odkrywam nieznane aspekty siebie w zakamarkach swojej świadomości, które kiedyś zostały wyparte.
Metoda, w dużym uproszczeniu sprowadza się do „wyrażenia” uczuć i ich transformacji. Metaforycznie, jest to podróż z krainy ofiar do krainy doskonałości. I nie sama transformacja, która dokonuje się za pomocą przyjęcia duchowej perspektywy na to co nam się przytrafiło, jest tutaj najistotniejsza i najtrudniejsza. Elementem, który sprawia najwięcej trudności, szczególnie ludziom „uduchowionym” jest przyzwolenie sobie na to by czuć. Nawet jeżeli damy sobie zielone światło na wyrażanie uczucia żalu, to już często, nie przyzwolimy sobie, żeby ujawnił się nasz gniew, gdyż przecież uczono nas, że gniew, złość, czy nienawiść to „złe” uczucia i musimy je usunąć z naszej świadomości. Stajemy się ubożsi o ogromną część siebie, gdyż za każdym razem gdy zaczynają w nas pojawiać się ” złe” uczucia, a my nie pozwolimy im się ujawnić, wypieramy się siebie, można powiedzieć, zdradzamy siebie. To co wyparte wędruje do tak zwanej „strefy cienia”, do naszej podświadomości i „daje nam popalić”. Co mam na myśli? Ostatnio dużo się mówi o tym, że nasze przekonania dotyczące nas samych i otaczającego nas świata rządzą naszym życiem. Wszechświat to taka maszynka do spełniania tego w co wierzymy. Ale w jakiś sposób, wszechświat preferuje przekonania ukryte w podświadomości. Jeśli więc wyprzemy z siebie gniew, świadczący przecież o naszej frustracji, to nie uzdrowimy przekonań zrodzonych w momencie, gdy te frustrujące sytuacje miały miejsce. A przekonania te, to najczęściej: niskie poczucie własnej wartości; uczucie nie ukochania i odrzucenia. Przyzwolenie sobie na ujawnienie (przed sobą samym) całości naszego zranienia jest, więc niezbędne do tego, żeby można było tą część „ogarnąć duchem” i natchnąć wiarą, że jesteśmy Ukochanym, Doskonałym Dzieckiem Boga. Co się wtedy dzieje? Czy Wszechświat zmienia swoje reguły działania? Nie. On nadal słucha się naszych przekonań i na nasze słowa ” Jestem Ukochanym Dzieckiem Boga i zasługuję na wszystko co najlepsze odpowiada ” Mówisz i masz” i dzieją się „cuda”. Przekonałem się o tym wielokrotnie, na własnej skórze i w pracy z ludźmi. Pamiętam jak jeszcze przed otrzymaniem od Colina licencji trenerskiej, praktykowałem metodę na znajomych. Jedna z nich została właśnie opuszczona przez swojego chłopaka, po mało, zresztą satysfakcjonującym związku. Jak się w trakcie „sesji” okazało, partner swoim zachowaniem bardzo przypominał jej ojca, którego eufemistycznie można by nazwać „niedostępnym emocjonalnie”. Cała rozmowa trwała niespełna pół godziny, ale samo otwarcie się na możliwość, iż obecny partner jest tak naprawdę aniołem dającym szansę na uzdrowienie przekonań o nie zasługiwaniu i odrzuceniu w relacji z ojcem, spowodowało u niej wyraźną zmianę samopoczucia, „przemieszczenie się energii”, jak mówi Tipping. Zmiana ta była tak widoczna, że przy pożegnaniu pozwoliłem sobie prorokować, że relacje z ojcem (ignorującym kompletnie córkę od wielu lat) powinny się poprawić, a co do chłopaka, stawiałem na to, że zechce wrócić. „Cuda” nie dały na siebie długo czekać. Włączywszy komórkę, znajoma dowiedziała się od zadziwionej mamy, że dopytywał się o nią i pozdrawiał ojciec. Kilka chwil później odebrała sms’a od swojego skruszonego chłopaka, proponującego zejście się. Czy to oznacza, że w 30 minut można uzdrowić całe swoje życie? Z pewnością nie. Często powtarzam, że życie jest większe od jakiejkolwiek metody, czy filozofii. Byłoby ono nudne, gdyby dało się tak łatwo „rozpracować”. Bóg byłby nudny.
Wracając do historii mojej znajomej, jeszcze wiele miesięcy „korzystała z pomocy” swojego anioła by uzdrowić relacje z ojcem. I dopiero niedawno, „puściła” swoje fałszywe przekonania o nie zasługiwaniu i swojego anioła, jednocześnie. Nie będzie już jej potrzebny, gdyż otworzyła się na to, iż zasługuje by być kochana, a Wszechświat odpowiedział jej miłością ojca, co do, której nie ma ona już wątpliwości.
A co do naszego wytrwałego anioła uzdrowiciela, gdyby okazało się, że w rzeczywistości jest on ciepłym i otwartym facetem, a tylko wypełniając doskonale swoją misję grał tego nieczułego, zimnego drania, to relacje w związku poprawiłyby się radykalnie. Cóż, z ludzkiego punktu widzenia, za swoje przewinienia względem partnerki należałyby mu się niezłe baty, z duchowej zaś perspektywy, zasługuje on na wdzięczność za swoją wytrwałość w „nakłuwaniu” jej fałszywych przekonań
Takich historii można by mnożyć wiele i czasami pozwalam sobie na przytoczenie jednej z nich, po to, żebyśmy dostrzegli sposób funkcjonowania Wszechświata i że tzw. cuda są niczym innym jak Jego odpowiedzią na zmianę naszej świadomości.
Jeżeli w życiu spotyka Cię wszystko co najlepsze, jesteś spełniony w każdej jego dziedzinie, doświadczasz pełni zdrowia i obfitości, to wybaczanie, rzeczywiście masz już za sobą. Jeżeli jest inaczej, to być może masz w swojej podświadomości przekonania, które nie pozwalają Ci tego wszystkiego doświadczyć. A to co wyparte, najczęściej ma w sobie żal, lęk, wstyd, gniew, nie ukochanie itp.
Radykalne Wybaczanie nie jest z pewnością jedynym sposobem pracy ze sobą. Nie jest nawet jedynym sposobem na pracę z Wybaczaniem. Wszystkie metody zmierzają do tego samego – do integracji naszej świadomości, od Ciała poprzez Umysł Do Ducha. Różnorodność Wszechświata przejawia się także w mnogości podejść, metod i kierunków. Każdy znajduje coś dla siebie. Dla niedowiarków, sceptyków i ewentualnych krytyków chciałbym jednak zacytować fragment opinii jednej z uczestniczek warsztatów RW. (całość dostępna jest pod adresem www.radykalnewybaczanie.pl) „Od kilku lat jestem na ścieżce rozwoju i uzdrawiania, ale tak silnych energii i namacalnych, szybkich zmian nie doświadczyłam po żadnym warsztacie.”
Takich pozytywnych zmian i natychmiastowych manifestacji życzę sobie i wszystkim, bez względu na podejście do tematu wybaczania.
Namaste
Ireneusz Rudnicki