Huna to styl życia. Życia na luzie, z miłością, radością, a jednocześnie życia spełnionego. Zazwyczaj trudno nam sobie wyobrazić, że można sobie pozwalać na wszystko i niczego nie represjonować, a mimo to nie wyrządzać innym krzywdy. A jednak właśnie o to w Hunie chodzi. Na wyspach Pacyfiku nie stosowano represji, nie było policji, i nikt nikogo nie straszył karą bożą (z wyjątkiem klątw), a jednak przestępstwa czy wykroczenia zdarzały się wyjątkowo rzadko. Rzadko też ludzie mieli wszystkiego dość.
Przywykliśmy żyć pracując w znoju i trudzie. Wielu z nas jest przekonanych, że tylko ciężka praca jest pracą uczciwą. Wierzymy, że dzięki nudnym i męczącym praktykom rozwijamy się duchowo. Do tego dochodzą wyrzeczenia i ograniczenia. Obiecujemy sobie nagrodę, której otrzymanie odkładamy na bliżej nieokreśloną przyszłość.
I co z tego mamy?
Satysfakcję, że jesteśmy bezinteresowni?
Hm… czy rzeczywiście bezinteresowni? Czy nie oczekujemy jednak na jakieś tam nagrody?
Huna oferuje zupełnie co innego. Uczy, że można świetnie się bawić, a przy okazji rozwijać, tworzyć i pracować. Uczy, że wszystko możemy wykonywać z miłością i radością, a jedno zajęcie nie musi przeszkadzać innym. Nikt z Kahunów nigdy nie stwierdziłby, że przyjemność czy seks, to grzech. Grzechem nazywa się wszystkie czyny, które prowadzą do zablokowania ścieżki kontaktu z Wyższym Ja. Grzechem jest więc wszystko, co prowadzi do powstania poczucia winy, niegodności, bezsensu życia, poczucia ograniczenia czy wreszcie krzywdzenia siebie lub innych. Wszystkie negatywne uczucia, które odciągają nas od radości, miłości i szczęścia Kahuni nazywali obrazowo „zjadającymi towarzyszami”. W miejsce gnuśnienia, kajania się czy zamartwiania propagowali życie pełne szczęścia, bogactwa, radości, miłości i spełnienia. Uczyli, że za to wszystko mamy być wdzięczni Bogu lub Wyższemu ja. Przykładali wagę do wdzięczności dla Niższego ja, które – dobrze zaprogramowane – miało ogromny udział w ich codziennym szczęściu.
Prawda, że łatwiej okazywać Sile Wyższej wdzięczność za to, co dobre, niż za życie pełne cierpień i niedoli? Kahuni doskonale wiedzieli, że nasz świat jest taki, jakim go sobie wyobrażamy. I wielu udaje się żyć zgodnie z tą zasadą. Czy np. Sai Baba doświadcza jakichkolwiek ograniczeń? Kahuni wiedzieli to, co umyka naszym rozważaniom na temat rozwoju świadomości i mocy. Doskonale rozumieli, że nie potrafimy żyć inaczej, niż nam na to pozwala wyobraźnia. Jeśli więc ktoś wierzy w ograniczenia, trudności, czy przeszkody, to musi ich doświadczać. Kiedy tę wiarę od siebie odrzuci, jeszcze nic się w jego życiu nie zmieni, ponieważ jago podświadomość nadal jest przyzwyczajona do starego wzorca. Jeśli jednak stary wzorzec zmęczenia i ograniczeń zastąpi świadomością nieograniczonych możliwości, wówczas po jakimś czasie przyzwyczajania podświadomości ma wszelkie szanse czynić to, co czyni na co dzień Sai Baba i kilku jego uczniów.
Zbyt proste i łatwe? Zbyt przyjemne?
Ależ właśnie o to chodzi, byśmy się czuli przyjemnie rozwijając swoje nieograniczone możliwości. Tylko wtedy je rozwiniemy, gdy będziemy czuli, że mają one sens, że jesteśmy za nie nagradzani. Oczekując kary czy trudności, ukrywamy je nie tylko przed światem ale i przed samymi sobą.
Przez miliony lat wszelkie żyjące istoty kierowały się jedną zasadą w swych działaniach: unikały nieprzyjemności i dążyły do przyjemności. Tak było, aż pojawił się człowiek. On to skomplikował wszystko przez myślenie i zapamiętywanie.
Człowiek stara się w swych wyborach unikać nieprzyjemności i dążyć do przyjemności. Tyle, że u niego przyjemność została zastąpiona oczekiwaniem na nagrodę, a oczekiwanie na nieprzyjemności – nazwane karą. Kiedy już się dokonało takie przeszeregowanie, wszystko skomplikowało się jeszcze bardziej.
A dlaczego?
Ponieważ to, co przyjemne dla jednego, wcale nie musi wydawać się przyjemnym dla drugiego. To, co dla jednego jest karą, innego tylko śmieszy.
Tak więc osadzenie w więzieniu może wcale nie być karą, jak to przewiduje kodeks karny, ale najlepszym wyjściem z sytuacji dla bezdomnego i bezrobotnego, albo dla ojca rodziny, który ma już dość harówy na znienawidzone dzieci i ciągle niezadowoloną żonę. Sprawy skomplikowały się, ale nadal obowiązuje zasada: unikanie kary, dążenie do nagrody.
Na ten podstawowy wzorzec motywujący do decyzji i działań nakłada się kilka wzorców powodujących konflikty wewnętrzne:
Przyciąganie – przyciąganie:
Klasyczny przykład ilustrowany jest przez przysłowie: „osiołkowi w żłoby dano, w jeden owies, w drugi siano….
Przyciąganie – odpychanie:
Obrzydliwy smród i smak papierosów czy alkoholu odstrasza, ale „inne” powody zachęcają do ich używania.
Odpychanie – odpychanie:
Bojąc się lub nienawidząc dwu możliwości naraz, wybieramy mniej nieprzyjemną, mniej upokarzającą. Np. czy zrezygnować z męża, czy z kochanka? Wybrać służbę wojskową, czy więzienie? Stać kilka miesięcy w kolejce do Urzędu Pracy, czy zacząć kraść?
Nieracjonalne zachowania mnożą się szczególnie w sytuacjach trudnych, gdzie brak nam pozytywnych przykładów, wiedzy i informacji, a zostajemy zmuszeni do podejmowania szybkich decyzji. W takich sytuacjach zazwyczaj ludzie wybierają mniejsze zło, co równa się działaniu po najmniejszej znanej im linii oporu. Mniejszym złem może się wydawać małżeństwo, zamiast siedzenia w domu rodziców, albo też odwrotnie.
Tego dylematu nigdy nie pojmą moraliści i politycy wymyślający reformy i uchwalający prawo państwowe i karne. A szkoda, bo gdyby udało się to zrozumieć, uniknęlibyśmy w życiu społecznym wielu nieporozumień.
Zgodnie z przekonaniem autorów reform rynkowych, ludzie mieli rzucić się w wir pracy dla siebie i stać się konkurencyjni, aby przyśpieszyć tempo rozwoju gospodarczego kraju. Mieli zwiększyć wydajność swej pracy. Stało się jednak inaczej. A ludzie pozbawieni pracy i pomysłów na zaspokojenie pilnych potrzeb najpierw zaczęli się zapożyczać licząc, że jakoś to będzie, a później pozostało im tylko kraść lub wyłudzać pieniądze od kontrahentów, rodzin lub innych osób. Ten sposób zdobywania środków do życia okazał się łatwiejszy, szybszy i przyjemniejszy, niż znoszenie poniżenia podczas szukania pracy, której i tak nie ma. Ponadto niemożliwe okazuje się zwiększanie wydajności pracy w wielu dziedzinach usług czy produkcji. Można tylko podnosić ceny. Ale to też do czasu. Kilka lat spokojnej odsiadki za kradzież to nic w porównaniu z trudem kilkudziesięciu lat pracy i użerania się z urzędnikami. Prawa, którymi kieruje się podświadomość, prędzej czy później muszą zostać uznane przez polityków kreujących polską scenę gospodarczą. Człowiek od zwierząt różni się tym, że przyjemne może mu się wydawać złym, a nieprzyjemne dobrym. Lekceważy więc skutek natychmiastowy, jakim jest ból, czy cierpienie oczekując nagrody w przyszłym życiu, albo rezygnując ze spełnienia tu i teraz, by odłożyć je na później, lub uniknąć rzekomej kary za grzechy przyjemności! Rzec by można z dumą: CZŁOWIEK POTRAFI! Ale … wszystko ma swój kres.
Gdyby posłuchał tego, co podpowiada mu podświadomość, wiedziałby, że nie należy zadawać sobie bólu, bo to nie jest przyjemne. A gdyby zechciał otworzyć się na nadświadomość, ujrzałby, że w jego irracjonalnych albo logicznych i kulturalnych zachowaniach zupełnie brak miłości i poczucia spełnienia. Wtedy może wreszcie zadałby sobie właściwe pytanie: po co żyję? To najważniejsze pytanie o sens życia. I kiedyś trzeba zacząć je sobie zadawać. Rzecz w tym, że na to pytanie zbyt często odpowiadamy sobie intelektualnie, nawet wbrew temu, co czujemy i czemu z bólem sprzeciwia się nasze całe jestestwo.
W przypadku konfliktu odpychanie – odpychanie, zaślepienie nie pozwala nam zauważyć trzeciej możliwości – ominięcia wszelkich znanych niedogodności i wyjścia poza konflikt. Ale nie będzie to nas dziwić, jeśli zrozumiemy, że takie wyście wymaga wiedzy, mądrości, intuicji , wysokiej samooceny, otwartości i poczucia bezpieczeństwa.
Co więc jest właściwe?
Najrozsądniej jest podchodzić do wyborów w kategorii korzyści.
Chociaż tu napotykamy na uprzedzenia związane z przyzwyczajeniami.
Warto zastanowić się, co dla nas jest korzystne, a co najkorzystniejsze.
Czasami w wyniku takich rozważań dochodzimy do wniosku, że … najkorzystniejsze dla nas są straty lub krzywda innych ludzi.
Kiedy jednak proces poznawania tego, co najkorzystniejsze (najlepsze) przenosimy na poziom intuicji (np. zawierzenia Bogu), wówczas uzyskujemy zupełnie inny obraz. Otóż zauważamy, że to, co dla nas naprawdę najlepsze, nie pozostaje w konflikcie z dobrem innych.
Owszem, może pozostawać w sprzeczności z ich planami, dążeniami, intencjami, ale nie z ich dobrem. Ba, może też wydawać się sprzeczne z naszymi planami i nawet systemem wartości! To wydaje się paradoksem, ale tak właśnie jest! Warto więc zastanowić się nad różnicą miedzy dobrem, a dążeniem, dobrem, a pragnieniem zaspokojenia potrzeb czy zrealizowania swych planów. Podświadome tendencje i przyzwyczajenia często nie pozwalają nam dokonać sensownych rozróżnień. Zbyt często ludzie podchodzą do sprawy w ten sposób: „dobre jest to, co mi służy, złe to, co mi staje na przeszkodzie”.
Złym np. wydaje się przepis o zakazie sprzedaży alkoholu dzieciom, innym razem sąsiad, który broni swego prawa własności, a jeszcze innym Żyd, któremu przypisuje się demoniczne cechy. Aby nie pogubić się w galimatiasie sprzecznych intencji i informacji, wiele osób zakłamuje się, by podnieść sobie poczucie własnej wartości nie poprawiając samooceny, nie rozwijając pozytywnych cech. Zamiast tego wypierają się one tego, co w nich jest i udają same przed sobą, że jest lepiej, niż im się wydaje.
Przykładem zakłamania może być postawa: To, co we mnie dobre, zawdzięczam sobie (to ja prawdziwy), a to co złe, to inni mi wciskają. W skrajnych przypadkach taka osoba znajdując w sobie niemiłe emocje i głupie pomysły stwierdza: ktoś mnie hipnotyzuje i wmawia mi to, bo przecież we mnie nic takiego nie mogłoby być!
Muszę przyznać, że trochę prawdy jest w takim myśleniu. Ale tylko odrobinka.
Otóż tak może myśleć tylko ktoś, kto uwierzył, że jest stworzony na podobieństwo Boga, ale nie ma pojęcia o tym, że w jego umyśle oprócz tego, co boskie, znajduje się jeszcze podświadomość (Niższe ja). A ona właśnie przechowuje negatywne wzorce emocji, wyobrażeń i reakcji. Bywa, że w pewnych sytuacjach są one silniejsze od świadomych decyzji czy zamierzeń. Bywa, że zostają uznane za prawdę, świętość, czy osobisty dogmat, a nawet stają się podstawami moralnymi czy duchowymi systemów religijnych! A więc nasze ograniczenia bywają uznane za prawa moralne, boskie, czy duchowe. Wyjście poza wewnętrzny konflikt i wewnętrzne ograniczenia staje się łatwiejsze wtedy, gdy odwołujemy się do specyficznej techniki regresywnej, jaką opracowali Kahuni. Wówczas zauważamy wiele spraw z dużo szerszej perspektywy.
Jeśli ktoś upiera się, że powinien postąpić w jakiś sposób, który nie ma nic wspólnego z miłością i najwyższym dobrem, jego przyjaciel może mu pomóc w bardzo łatwy sposób. Zadaje mu podczas płytkiego relaksu kilka pytań:
– co chcesz przez to osiągnąć? Na czym ci zależy?
-No i co naprawdę ci się udało tym sposobem?
-Jaką cenę płacisz za to?
-I co masz w zamian?
-Jak to widzisz teraz?
Zadawanie takich pytań umożliwia odreagowanie.
Odreagowanie z kolei ma przywrócić swobodny przepływ energii i uwolnić blokady psychiczne, mentalne oraz energetyczne. Aby ta technika zadziałała, konieczna jest szczerość przepytywanej osoby i odpowiadanie pierwszymi myślami, które się pojawiają.
Jak widać, ta technika nie jest rozgrzebywaniem zastarzałych ran. Jest skuteczna, ponieważ pozwala uniknąć grzebania się w przeszłości i analizowania sytuacji, w których powstały przyczyny blokad i ograniczeń. Zamiast zagrzebywać się w analizach, w tej płytkiej regresji zaczynamy szybko wyciągać wnioski z błędów, jakie popełniliśmy w przeszłości. Znajdujemy rozwiązania, jakich nie udałoby się wymyślić przez setki lat łamania głowy, czy rozgrzebywania problemu. Dzieje się tak, ponieważ nawet w płytkiej medytacji mamy doskonały kontakt z intuicyjną częścią naszego umysłu, czyli z Wyższym Ja, które od razu podpowiada nam najlepsze rozwiązania.
W szczególnych przypadkach może się jednak zdarzyć, że osoba mająca problem powinna przejść przez kilka sesji profesjonalnej terapii regresywnej.
Aby całkowicie rozwiązać problem, powinniśmy być przygotowani do pracy nad sobą. Praca ta polega na używaniu we właściwy sposób afirmacji i wizualizacji, a także modlitwy afirmacyjnej.
Ostateczne rozwiązanie konfliktu polega na tym, by na całą sytuację i na wszystkie osoby zacząć spoglądać z miłością i życzliwością.
Jakkolwiek by się wydawało, można się tego nauczyć. Należy też przyzwyczaić się do dokonywania jasnych i jednoznacznych wyborów.
Pewna moja znajoma, kiedy miała czegoś dość, mówiła sobie: stop, tak już dłużej być nie może”. I rzeczywiście, zmieniało się. Ale to jej się nie podobało i znów było: „stop, już dalej tak nie chcę”. I scenariusz powtarzał się. Przestawała dostawać po twarzy, to dostawała po tyłku. Kończyło się bicie poniżej pasa, zaczynało po nogach. Coś niewątpliwie się zmieniało. Ale zmiany jej nie satysfakcjonowały. Wreszcie, po kilku latach obserwacji swoich zmagań z otoczeniem zrozumiała: oprócz tego, czego nie chce, musi wyartykułować, czego chce. Spróbowała i … wreszcie dostała coś, co ją usatysfakcjonowało.
Aby rozwiązać konflikt lub poradzić sobie z problemem, trzeba mieć wizję rozwiązania. Wizja może się pojawić jako wynik medytacji, rozmowy z kimś mądrym, albo przeczytania książki z pozytywnymi przykładami. Kiedy mamy wizję, trzeba się na niej koncentrować tak długo, aż stanie się ona naszą rzeczywistością. Nasza moc wynika ze zdecydowania. W naszym życiu zachodzą więc zmiany adekwatne do tego, na co się decydujemy. Kahuni zdawali sobie sprawę z tego, że jeśli chcemy doświadczać miłości, musimy na niej koncentrować swą uwagę, a jeśli szczęścia, to przedmiotem naszych zainteresowań ma być szczęście. Doskonale znali zasadę: „co posiałeś, to i zbierać będziesz”. A znając ją nie dorabiali do niej pokrętnej ideologii. Dlatego doskonale zdawali sobie sprawę, że ten, kto żyje miłością, szczęściem, świadomością spełnienia, mocy i mądrości, awansuje w rozwoju duchowym. Ten z kolei, kto ogranicza się, umartwia, okalecza, tak naprawdę czyni sobie krzywdę i w ten sposób oddziela od intuicji i Wyższej Świadomości. Dzięki temu, że Huna uczy o trzech jaźniach, to możemy pojąć, że człowiek nigdy nie był i nie będzie bezinteresowny. Wiedząc o tym unikamy wielu rozczarowań.
Wiedząc, że rozwiązaniem konfliktu jest miłość i harmonia, na nich koncentrujmy naszą uwagę. To nam się opłaca!