Fragment książki Mary Paterson „Mnisi i ja”

Mary Paterson
Mnisi i ja
Jak w znalezieniu miejsca na Ziemi mogą pomóc:
nasienie granatu, wypchana walizka
i grupa śpiewających buddystów?
Przekład:
Maciej Lorenc
*DZIEŃ DZIEWIĄTY*

Działanie

Dlaczego Ratowanie Gromady Mrówek
Jest Czymś Dobrym
Człowiek jest sumą wszystkich swoich uczynków.
– Jean Paul Sartre

Pewnej nocy, kilka lat temu, podczas podróży w kanoe po odległej krainie jezior w północnej części prowincji Ontario, którą odbyłam wraz z moim wspaniałym chłopakiem o imieniu Doug
i dwójką jego przyjaciół, rozpaczliwie próbowaliśmy znaleźć dobre miejsce na rozbicie obozowiska przez zachodem słońca. Jedno z ostatnich dostępnych miejsc było opanowane przez hordy
czarnych mrówek, które zbudowały w nim prawdopodobnie największe znane człowiekowi mrowisko. Gdyby ktokolwiek się tam pojawił, zobaczyłby czwórkę skrajnie zmęczonych obozowiczów z wiosłami w dłoniach, obserwujących w osłupieniu imponującą kolonię ruchliwych insektów. Ciszę przerwał wreszcie jeden z przyjaciół Douga, oznajmiając, że powinniśmy polać mrowisko podpałką w płynie i je spalić. Bez względu na to, jak groźnie wyglądałby znajdujący się przed nami dom mrówek, pomysł podpalenia go wydawał mi się, delikatnie mówiąc, przerażający. Spojrzałam na Douga i powiedziałam, że nie mam zamiaru należeć do grupy podpalaczy mrówek.
Słowo karma oznacza po prostu „działanie”. Można wyróżnić jej trzy rodzaje: działania myśli, mowy i ciała. Twoje myśli posiadają moc, twoje słowa posiadają moc i uczynki twojego ciała posiadają moc. Wszystko, co myślisz, mówisz i robisz, generuje niekończący się łańcuch akcji i reakcji, którego konsekwencji nie sposób odgadnąć. Nie można cofnąć wstrętnego czynu. W swojej książce Buddha Mind, Buddha Body (Umysł Buddy, ciało Buddy) Thây podkreśla, że nie ma przed tym ucieczki: „Twoje niezbyt piękne zachowanie od razu zostaje wysłane w przyszłość i daje początek łańcuchowi akcji i reakcji”.
Spalenie mrowiska może się wydawać czymś nieznaczącym. Tak naprawdę podobne rzeczy dzieją się każdego dnia, ponieważ ludzie są bardzo często krótkowzroczni i samolubni. Tego rodzaju błędne myślenie doprowadziło do wyniszczenia środowiska naturalnego i zaburzenia równowagi w przyrodzie. Jak ostrzega szanowany entomolog E.O. Wilson: „Gdyby owady znikły z naszej planety, środowisko naturalne szybko opanowałby chaos…”. Wszystko wskazuje na
to, że mrówki spulchniają ziemię w większym stopniu niż dżdżownice, co sprawia, że mają ogromne znaczenie dla gleby. A spulchniona gleba jest oczywiście potrzebna, aby mogły rosnąć warzywa i owoce. Jeżeli jednak ochrona zjadanej przez nas roślinności nie jest wystarczającym powodem, abyśmy zastanawiali się nad tym, co robimy, istnieje pewna buddyjska przypowieść, na którą natrafiłam wiele lat po tym, jak wraz z Dougiem i jego dwoma przyjaciółmi przyglądałam się mrówkom. Pozwolę sobie ją przytoczyć.
Na szczycie góry żył kiedyś stary mnich, który dzięki sumiennej praktyce osiągnął wysoki poziom duchowej przenikliwości. Mnich ten miał młodego, ośmioletniego ucznia. Pewnego dnia spojrzał na
twarz chłopca i zobaczył, że ów chłopiec umrze w ciągu kilku na 83 następnych miesięcy. Zasmucony, zasugerował mu, żeby udał się na długie wakacje i odwiedził swoich rodziców. „Nie spiesz się – powiedział. – Wróć wtedy, kiedy zechcesz”. Miał bowiem poczucie, że w chwili śmierci chłopiec powinien być ze swoją rodziną. Trzy miesiące później, ku zdumieniu mnicha, uczeń pojawił się na ścieżce prowadzącej na szczyt. Mędrzec uważnie przyjrzał się jego twarzy i tym razem zobaczył, że chłopiec dożyje sędziwego wieku. „Opowiedz mi o wszystkim, co ci się przez ten czas przytrafiło”, poprosił mnich. Chłopiec opowiedział mu o tym, jak zszedł na dół; o miasteczkach,
przez które wędrował; o przeprawianiu się przez rzeki i pokonywaniu gór. Następnie powiedział, że pewnego dnia doszedł do potoku, który wystąpił z koryta. Kiedy próbował przejść na drugi brzeg, zauważył, że na samym jego środku, na maleńkiej wysepce, została uwięziona kolonia mrówek. Wiedziony współczuciem dla tych biednych stworzeń, chłopiec wrócił na brzeg, podniósł
z ziemi gałąź, dotknął nią owej wysepki i trzymał ją nieruchomo, dopóki nie miał pewności, że wszystkie owady przedostały się po niej na suchy ląd.
A więc, pomyślał sobie stary mnich, to właśnie dlatego bogowie pozwolili mu żyć dłużej. W swojej książce The Art of Power (Sztuka siły) Thich Nhat Hanh podkreśla, że: „Jakość twoich działań jest uzależniona od jakości twojego istnienia”. Dla przykładu, jeżeli ty sam nie jesteś szczęśliwy,
nie możesz zaoferować prawdziwego szczęścia żadnej innej istocie: „Istnieje zatem związek pomiędzy robieniem a byciem. Jeżeli nie powodzi ci się w byciu, nie będzie ci się powodzić także w robieniu”.

Siedzę w Sali Dharmy w Górnej Osadzie i słucham, jak Thich Nhat Hanh wyjaśnia, że można zneutralizować wygenerowaną przez siebie karmę. Thây opisuje, w jaki sposób uważność może
zneutralizować efekty szkodliwych zachowań i dać początek pożytecznym działaniom. Dlatego też niewykluczone, że wiele lat temu nasza załoga kanoe, podróżująca po prowincji Ontario, miałaby
jeszcze szansę na poprawę, nawet gdybyśmy byli tak lekkomyślni, żeby spalić gromadę mrówek.
Thây mówi: „Uważność nie tylko leczy teraźniejszość, ale także przeszłość i przyszłość”, po czym opowiada o pewnym ponurym wydarzeniu, które miało miejsce podczas wojny w Wietnamie.
Kilka lat po jej zakończeniu Thich Nhat Hanh organizował odosobnienia medytacyjne dla amerykańskich weteranów wojennych. W jednym z tych odosobnień wziął udział pewien kompletnie wyniszczony psychicznie były żołnierz. Podczas działań wojennych ten mężczyzna przyczynił się mimowolnie do śmierci pięciorga wietnamskich dzieci. Jego jednostka została zaatakowana przez wietnamskich partyzantów, co dla wielu jego kolegów zakończyło
się śmiercią. Powodowany żalem i gniewem, pragnął się zemścić. Umieścił więc toksyczne substancje w kanapkach, licząc na to, że zatrute przez niego jedzenie zostanie znalezione i zjedzone przez tych samych wietnamskich żołnierzy, którzy zaatakowali jego jednostkę. Kanapki znalazła jednak piątka małych wietnamskich dzieci. Kiedy amerykański żołnierz zobaczył tę scenę, wypełnił go strach. Wiedział bowiem, że nie ma sposobu na uratowanie tych niewinnych istot, ponieważ najbliższy szpital był odległy o wiele kilometrów. Dzieci umarły w męczarniach.
Amerykańskiego weterana wojennego przez wiele lat po powrocie z wojny dręczyło poczucie winy. Thây mówi nam teraz, że zanim ów człowiek opowiedział mu swoją historię, nie dzielił się nią
z nikim oprócz swojej matki. Nie potrafiła ona jednak go uwolnić od męczących emocji. Za każdym razem, kiedy ten były żołnierz znajdował się w otoczeniu dzieci, jego cierpienie stawało się nie do
zniesienia. Odczuwane przez niego ból i wyrzuty sumienia były tak silne, że po prostu nie mógł przebywać w towarzystwie dzieci.
Thây wyjaśnia, że kiedy usłyszał od tego mężczyzny o śmierci pięciorga dzieci, powiedział mu, że ich uśmiercenie nie było dobre. Nie była to dobra karma, ale żołnierz wciąż może zrobić coś innego
– coś dobrego, by zneutralizować popełniony przez niego zły uczynek. Thich Nhat Hanh przypomniał mu, że dzieci umierają w wielu krajach każdego dnia, i to z tak prostych powodów, jak na przykład brak jednej tabletki lekarstwa. Były żołnierz może coś zrobić w chwili obecnej. Musi postanowić uratować życie pięciorgu innym dzieciom, a nawet ocalić jeszcze więcej dzieci. Jeśli szczerze pogrążony w żalu zajmie się przez pewien czas dobroczynną działalnością,
może zneutralizować swoją karmę – złe uczynki z przeszłości. Thây opowiada nam teraz, że w ciągu tej kilkuminutowej rozmowy weteranowi udało się wyjść z negatywnego stanu umysłu, w którym się znajdował. Były żołnierz od razu postanowił pomagać umierającym dzieciom z różnych części świata. Gdy tylko otrzymał zastrzyk energii, pełen skruchy przystąpił do działania. Udało mu się uratować wiele dzieci, które bez jego pomocy by zmarły.
Wzniosłe czyny weterana w teraźniejszości niejako zneutralizowały jego destruktywny akt z przeszłości, przekształcając odczuwane przez niego poczucie winy, smutek, żal i pozwalając mu wejść w spokojną przyszłość. W książce Buddha Mind, Buddha Body Thich Nhat Hanh stwierdza: „Wszystko jest nietrwałe – twoje poczucie winy, twój gniew, twój strach. Wszystko może bardzo szybko ulec zmianie, jeżeli tylko wiesz, jak to zrobić”.
Jego Świątobliwość Dalajlama pisze w swojej książce Ścieżka do błogości: „Niektórzy ludzie błędnie rozumieją pojęcie karmy. Uważają bowiem, że stworzona przez Buddę doktryna prawa przyczynowości oznacza, że wszystko jest z góry zdeterminowane, że tak naprawdę jednostka nie ma na nic wpływu. Jest to kompletne nieporozumienie. Samo słowo karma, czyli działanie, zawiera w sobie aktywną moc, która wskazuje na to, że przyszłe wydarzenia znajdują się w twoich rękach. Jako że działanie jest zjawiskiem, w które angażuje się jakaś osoba, czyli żywa istota, jedynie od ciebie samego zależy, czy do niego przystąpisz, czy nie”.
Nawet jeśli popełniłeś najstraszniejszy błąd, jaki może popełnić człowiek, wciąż masz jakieś wyjście. Nauki Buddy pomagają nam zrozumieć, że możemy nie tylko zneutralizować naszą negatywną karmę, ale nawet ją poprawić, ocalając i chroniąc życie istot na całym
świecie. To wielka moc.

Spodobał Ci się fragment,
który przeczytałeś?
Zamów książkę
MNISI I JA
na
www.CzaryMary.pl
www.CzaryMary.pl
Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:
Wydawnictwo Illuminatio