Na korzeniach nieszczęść niestety szybko wyrasta całe drzewko. Pod naporem sytuacji i presją własnych oczekiwań część naszego umysłu (i ciała najczęściej też) sztywnieje. Problemy stają się realnością, za to nasze zdolności radzenia sobie z nimi gdzieś się ulatniają. Nie dość, że wokół nas rozpostarła się „bariera nieskuteczności” i szamoczemy się z czymś niewidzialnym, to jeszcze za nami pojawił się pień „życia w biedzie” „mentalności żebraczej” do którego coraz bardziej się przywiązujemy z każdym ruchem, tworzący błędne koło wokół którego krążymy nie dotykając nawet bariery naszych możliwości. Najgorsze, że wyrasta to na naszych naturalnych reakcjach – stąd potrzebny jest dodatkowy wysiłek by się temu przeciwstawić. Do roboty:

Jako pierwsza pojawia się strategia „łatania dziur” budżetowych i emocjonalnych. Odruch myślenia „jak związać koniec z końcem” i przetrwać do przysłowiowego pierwszego jest naturalny i szeroko rozpowszechniony. Jego podstępność polega na ograbianiu nas ze zdolności podejmowania ryzyka w działaniach zmierzających do zmiany naszej sytuacji oraz stopniowym ograbianiu z zasobów (czas, siły, zdolności). Im dłużej coś pozwala nam przetrwać, tym mocniej się tego chwytamy. Tymczasem nasza zdolność zarabiania zależy od gotowości do zmian i podejmowania ryzyka w inwestowaniu zasobów . Różne „psychologie sukcesu” i sztuczki z kursów prosperity działają na tyle na ile uda się im pobudzić w nas tą zdolność. Wniosek z tego jest prosty: a)sporządź listę swoich umiejętności, zasobów które możesz zainwestować. I dbaj o nie np. dokształcaj się lub ćwicz, pozostawaj w kontaktach z ludźmi posiadającymi te umiejętności. b) sporządź listę zmian, których jesteś gotów się podjąć, różnorodnych wizji KOMPLETNYCH rozwiązań i przygotowuj się do nich najlepiej jak potrafisz (na przykład odgrywaniem ról, zapisywaniem scenariuszy czy wizualizacją i wyobrażaniem sobie swojego działania)
Strategia „łatania dziur” w sytuacjach problemowych tyczy się zresztą nie tylko pieniędzy, pracy i zarabiania, ale ogarnia wszystkie dziedziny życia związki z najbliższymi i znajomymi, stosunek do siebie, zainteresowania, zdrowie. Zaczynasz się interesować – kiedy to się rozpada. Tymczasem masz tu wystarczające pole do tego by „tą resztę –mniej istotne sprawy” uczynić źródłem swojej siły – one są takimi, ale kiedy jesteś zajęty „łataniem dziur” stopniowo tracisz z oczu to, co masz, tracisz swoje BOGACTWO i tym samym umiejętność korzystania z niego i wytwarzania innego(np. w formie finansów).

Równolegle z „łataniem dziur” objawia się strategia „ciułania”. Ciągle starasz się odłożyć na coś, zaoszczędzić etc. Czasami się udaje – ale najczęściej nie! I tak wydajesz pieniądze na pojawiające się coraz ważniejsze sprawy, które dziwnym trafem PRZYDARZAJĄ się tuż przed momentem dotarcia do celu (zakupu, wydatku, na który odkładałeś). Po czym ponieważ cel był ważny, to kupujesz to z nowozarobionych pieniędzy powiększając dziurę (lub jeśli jednorazowo cię na taki wydatek nie stać – trawisz porażkę). Odkładanie na później i zbieranie na coś ważnego paradoksalnie powiększa twój deficyt. Oczywiście – daje się to zrobić, sporo ludzi tak robi i to się udaje..czasem nawet trzeba. Strategia ta jednak powoli wytwarza w nas niezdolność do nagradzania się – odmawianie sobie choćby drobnych nagród za wykonanie czegoś stopniowo podcina motywację. Dodatkowo w sytuacjach problemowych i kiedy nie udaje się odłożenie i spożytkowanie kwoty na oznaczony cel – zazwyczaj fiksujemy uwagę na tym – rośnie frustracja, poczucie bezsilności, niedostatku, a także często pojawia mniej lub bardziej świadoma chęć ukarania siebie czy osób w otoczeniu(do czego to może doprowadzić myślę, że jesteś w stanie się domyśleć). By przebrnąć przez ciułanie (nawyki i postawę wytwarzaną przez to podejścia) potrzebny jest nacisk na a) myślenie zadaniowe. nagradzanie się za wykonane zadania (i ignorowanie porażek – karanie siebie nie działa tj. działa na krótką chwilę, po czym sprawy idą gorzej). Małymi kroczkami wyznaczanie sobie drobnych zadań(ot nagroda za wstanie z łóżka czy załatwienie spraw na poczcie) i dawanie sobie drobnych przyjemności. B)okazyjne nagradzanie się bez żadnego powodu, za sam fakt istnienia. Same zadania nie muszą być związane z finansami – liczy się wzmacnianie poczucia zdolności osiągania swoich celów. Tak samo nagrody mogą być drobne i niefinansowe (chwila relaksu,telefon do znajomych), ba…wyobrażone (wakacje w baśniowej krainie). Mnóstwo rzeczy robimy dobrze i sprawnie – ale jakoś zapominamy o nagradzaniu siebie za to i budowaniu poczucia szczęścia w życiu. Jedna z parafraz zasad huny: im bardziej jesteśmy szczęśliwi z tym co jest – tym łatwiej zmienić to w coś jeszcze lepszego. Przemyśl to.

Tymczasem poczucie niezadowolenia powoli i systematycznie wytwarza w nas postawę roszczeniową. Chcemy by coś się zmieniło, by ktoś wpłynął na to co się dzieje, pomógł, by się zmieniło prawo, gospodarka, ekonomia świat wokół nas, bóg los przeznaczenie etc. CHCENIE w oderwaniu od tego co robimy i poczucie NALEŻNOŚCI (należy się nam) wbrew temu co sami w stosunku do siebie czujemy. I choć postawa roszczeniowa to nasz kokon ułatwiający przetrwanie, to jednocześnie SPYCHA nas w kierunku autosabotażu i działań zastępczych: Skoro należy mi się więcej za moją pracę – to będę robił mniej. Skoro oni powinni mi pomóc – to ja pójdę sobie na piwo. Skoro oni powinni mi dać – to ja sobie wezmę etc. Często owocuje to innymi działaniami: altruistycznym angażowaniem się, pracoholizmem w nadziei, że dostaniemy to co się nam należy, jeśli tylko to ktoś zauważy. Bycie ofiarą, poświęcanie się dla czegoś lub kogoś – to często ukryta postawa roszczeniowa. W ogólności postawa roszczeniowa w połączeniu z mechanizmem(a może potrzebą?) zachowywania równowagi w dawaniu i braniu w relacjach – wpycha nas w konflikt z nami samymi(jednocześnie czujemy się bezsilni i źle a uważamy, że nam coś się należy), ludźmi i światem (domagamy się zmian zewnętrznych przegapiając to co moglibyśmy sami zrobić). Powiało grozą? I słusznie, bo to niewidzialny mur agresji, krytyki i złości, którym sami odgradzamy się od zewnętrza. Dodatkowo część postulatów wydaje się być słuszna (jak jest naprawdę – nie wiem) i nie ma jedynie słusznej metody poradzenia sobie z tym: wąską granicę między roszczeniem a uzasadnionym oczekiwaniem wyznacza nasza samoświadomość w relacjach: z sobą z ludźmi i światem oraz zdolności komunikowania się w tejże relacji

Tu pojawia się motyw psychologicznej pracy nad sobą oraz „wdrukowywania” sobie pozytywnej wizji świata – świadomość możemy zyskać wyłącznie poprzez taką wizję. Jeśli uważamy coś, za złe, nieważne, etc – odruchowo będziemy unikać kontaktu. Jednym z szybszych sposobów rozwoju i wdrukowywania takiej wizji (oraz łagodzenia wewnętrznego napięcia związanego z krytyką) jest BŁOGOSŁAWIENIE dobra w tym co jest, zdarzyło się lub może zdarzyć (patrz: broszurka Duch Aloha” Serge’ Kahili Kinga .) Oczywiście pod warunkiem, że robisz to stopniowo, z wyczuciem i w zgodzie z sobą – inaczej to będzie gwóźdź do trumny twojej zdolności bycia w łączności z tym światem, – tak samo, jak i większość pozycji „pozytywnego myślenia” do których podchodzi się jako do obiektywnej jedynej słusznej prawdy z pozycji negatywnego odczuwania siebie i świata- to tylko(AŻ!) narzędzie. Zajmijmy się tym skutkami „postawy roszczeniowej”: utratą łączności z samym sobą, ludźmi i światem.

Skoro konsekwentnie myśląc o zarabianiu przenosimy uwagę na zewnątrz, to stopniowo tracimy poczucie dla czego to robimy (pracujemy), co chcemy przez to osiągnąć, co nam to daje etc. Drogą powrotu jest oczywiście samoobserwacja, odczuwanie siebie i analiza tego co spostrzegamy. Droga konstruktywnego egoizmu – koncentrowania się na sobie poto byśmy mogli coś wnieść do otoczenia i swojego świata. To chyba oczywiste, a zatem zajmijmy się „poczuciem łączności z ludźmi”.

To znacznie ciekawsze ( więcej o tym w kolejnej części). Jesteśmy zwierzętami stadnymi i mamy podobne uwarunkowania. Jeśli czujemy się odłączeni od stada, co mieści się w subiektywnym przedziale od głębokiego poczucia osamotnienia po lekką dezaprobatę dla ludzi wokół nas i objawia częściowym(zawężonym do jakiejś grupy) lub całkowitym brakiem kontaktów to a) siada nasz system immunologiczny i psychologiczny (zwierzę chore odłącza się od stada i wystawia się drapieżnikom, tudzież pada w samotności…) b) zmienia się zakres komunikatów wysyłanych innym osobnikom (feromony, mowa ciała), wręcz w skrajnych przypadkach jest to smród(nie mówię o braku higieny, raczej „bieda śmierdzi”) i mowa ciała typu „kopnij mnie i tak nic nie czuje”. Możesz nie zdawać sobie z tego sprawy, ale jeśli dbasz o higienę(:)) a czujesz się wyizolowany i zetknęłeś się z irracjonalnymi reakcjami („nie wiem, dla czego ale Pan/Pani tu jakoś nie pasuje”) lub w ramach jakiejś zmiany w kontaktach ze znajomymi czujesz ze coś z tobą nie tak (osłabiony, częściej chorujesz) to spróbuj skorzystać z dobrodziejstw komunikacji miejskiej: pozostając w stanie czujności umysłowej, oddychaj głębiej(wdychaj zapachy), przyjmij zrelaksowaną postawę(tak, żeby czuć się dobrze) przyglądaj się twarzom ludzi – dłużej niż zwykle utrzymuj kontakt wzrokowy (uwaga – to sygnał agresji, pamiętaj o tym). Tak gdzieś przez pół – półtorej godziny dziennie. Już po jednym razie zauważysz jak zmienia się twoje samopoczucie. Tylko ważne jest połączenie tych czynników – to stymuluje wydzielanie hormonów i reakcje twojego ciała (pewnie jedno z wielu czynników pobudzających ludzi uważających się za „parapsychiczne wampiry” czy energetyczne wampiry), zwykły „trans komunikacyjny” wyłączenie się pod wpływem tłumu(bliskości ciał wielu osób) stymuluje zupełnie inny zespół uwarunkowań. Jeśli czekają cię WAŻNE spotkania o pracę//podwyżkę//rozmowy biznesowe etc spróbuj dwa – trzy dni przed nimi poświęcić trochę czasu na tą „aromatoterapie” feromonami (:)).
Weźmy się za utratę łączności ze światem, dzieje się to zarówno poprzez brak zainteresowania tym co się dzieje wokół na skalę prywatną(odpływanie), wydarzeniami w kraju(media kłamią) czy na świecie (skoro tak daleko to nas nie dotyczy). Tymczasem ciekawość świata, życia to jeden z ważnych czynników naszej motywacji, a patrząc z psychoenergetycznej perspektywy to poczucie łączności ze światem, z otoczeniem jest kanałem naszej energii. Im mocniej to odczuwamy tym częściej doświadczamy synchroniczności np. pomyślnych zbiegów okoliczności kiedy dążymy do wybranego przez siebie celu. Szybka metoda odtwarzania„połączenia” to: głębszy wdech, odczucie całego swojego ciała w jego trakcie, zrelaksowany powolny wydech z koncentracją na zmysłach w trakcie(odczuć ubranie, rozejrzeć się wokół, posłuchać dźwięków etc). Druga sprawa (znów naturalna) to znalezienie stałego dopływu ciekawiących cię informacji z dziedzin powiązanych z tym na czym zarabiasz(np. czasopisma).

Razem z poczuciem oddzielenia „trafia nas” kolejna fala uczuć i odczuć: poczucie winy i wstydu, utraty własnej godności. Znowu stajemy się ofiarą dziwnych mechanizmów naszej psyche: podstawowego błędu atrybucji (pojęcie z psychologii i socjologii) – odruchu przypisywania wad innych cechom ich charakteru, a swoich problemów niekorzystnej sytuacji. Ten błąd kiedy wszystko jest ok. pozwala nam dobrze funkcjonować, natomiast kiedy padamy ofiarą serii porażek – dodaje to oliwy do ognia generując kolejny zbędny konflikt – w końcu sami też jesteśmy w pozycji tych innych. Zaczynamy się wtedy zastanawiać „Dlaczego?” oraz „Co ze mną nie tak?” – te z kolei pytania wycofują nas w przeszłość, odwodząc od naszych celów, planów poprawy sytuacji i motywacji do tego. Koło się zamyka – nasz mózg ma mechanizmy obronne – wspomnienia swoje koloryzujemy dodając dodając do nich elementy pozytywności (nie jest tak źle inni mają gorzej), racjonalności (no co można zrobić w mojej sytuacji? nic) czy metafizyczne (Bóg tak chciał, taka karma, przeznaczenie, los) co powoduje że swoje postępowanie (przypominam: wynikłe z naturalnych, ale niekoniecznie najskuteczniejszych reakcji obronnych) uznajemy za słuszne i trzymamy się go „łatając dziury” i wkładając wysiłek w dziwną ekwilibrystykę(żonglerkę) z swoim życiem, przekonaniami i postępowaniem. W przebrnięciu tego może pomóc ustalenie i trzymanie się swoich celów – oraz ciągłe dostarczanie sobie idei jak to zrobić i że to jest możliwe.

Zobacz ten pień (a może kolejne „błędne koło”) żywcem wyrasta na korzeniach: -Poczucie bezsilności (przekonanie o nim) rozrasta się poprzez uruchamianie zupełnie racjonalnych mechanizmów przetrwania. Ale te same mechanizmy – to automatyzmy – tracimy świadomość i przez to coraz częściej nieświadomie sabotujemy własne działania.
-napięcie wewnętrzne odruchowo chcemy rozładować „wyładowując się” na zewnętrznych obiektach – domagając się od świata zmian a jednocześnie sprzeciwiając się zmianom wewnętrznym – obstawiając na „złą kartę” – nasze odruchy obronne.
-konflikt relacyjny i postać wroga zostaje Przeniesiony na postać i wewnętrzną personifikację świata (czyli na świat) – zaczynamy odbierać wydarzenia wokół nas jak tą osobę.
-„rozmyte poczucie niezadowolenia” koncentruje się na jednej osobie – nas samych.

Oczywiście opis tego pnia jest trochę przerysowany, ale to po to by pokazać lepiej – jak naturalne reakcje z „uzgodnionej”, społecznej rzeczywistości pogłębiają nasze problemy kiedy w nie wpadniemy. Stąd też często droga wyjścia leży w „irracjonalnych” środkach – potraktowaniu kryzysu i błędnych kół reakcji w jakich się zamknęliśmy jako procesu inicjacyjnego . I często właśnie tak jest, że jeśli odważymy się pójść za tym, co usiłuje się wydarzyć , wnikając do wnętrza, odnajdując swoją wizję, swoją „ścieżkę serca” , odnaleźć osobistą wizję i konstruktywnie ukierunkować siłę z niej płynącą – to zewnętrzna sytuacja odpuszcza.
Mam nadzieję, że w tym zamkniętym kręgu odkryłeś podobieństwo do czegoś z zewnątrz – budżetu państwa i spraw socjalnych. I nie bez przyczyny. Grupa, społeczeństwo i twoje relacje – to kolejny wymiar w którym się tworzy taki zamknięty krąg w którym grzęźniesz. Nieświadomie(a może i świadomie) cały czas wysyłasz sygnały o tym jak chcesz być traktowany, gdzie jest twoje miejsce etc i otoczenie reaguje na to. Ale tym jak to się dzieje i jak to zmieniać zajmiemy się następnym razem…