Kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z książką „Radykalne Wybaczanie” nie wiedziałem, że staję właśnie na ścieżce, która jest w stanie wyprowadzić mnie z krainy ofiar. Pierwszy arkusz, który wypełniałem był jak szlak namalowany na drzewie, początek szlaku, początek drogi do ukochania siebie. Nie było mi łatwo przyjąć zasady przedstawione w książce. Odrzucić bycie ofiarą do której tak bardzo się przywiązałem. Zapomnieć o pytaniu dlaczego ja?, dlaczego mnie to spotyka? Spróbować być tu i teraz, z ufnością przyjmować to co niesie nowy dzień.

Mój pierwszy warsztat pamiętam doskonale mimo, że wiele zrobiłem, mimo wielu zmian jakie wydarzyły się w moim życiu. Był kolejnym wielkim krokiem na radykalnej drodze. Poczułem się lżejszy o kilka ton. Ciężar krzywd, doznanych i wyrządzonych, często zupełnie nie świadomych – spadł. Negatywny ładunek został zdetonowany. Pamiętam, bo byłem wtedy gotów rozstać się z tym przygniatającym ciężarem. Dość miałem udawania, że jest dobrze. Chciałem by było dobrze i to właśnie dostałem.
To co dała mi wtedy grupa: energia, wsparcie, współ odczuwanie było nie zapomnianym doznaniem. Każdy z uczestników stał się dla mnie bratem w moim i ich cierpieniu. Okazało się że nie jestem sam na sam z całym światem.
Za każdym razem gdy jestem na warsztacie to właśnie grupa kieruje energią. Decyduje co chce zmieniać. Trener jest jak mapa z pomocą której nie pogubimy szlaku. A każdy sam decyduje jaką drogę obierze czy pójdzie łatwym czy trudnym szlakiem. Co zabierzemy w podróż decydujemy sami. To też było dla mnie i ciągle jest niesamowite zabieram tyle ile jestem w stanie unieść. Choć czasem ciężar wbija się w plecy wgniata w ziemię to przy pomocy kilku prostych narzędzi idę i docieram do celu. A celem jest wybaczanie.
Wybaczanie przybliża do miłości – i nie jest to żadne odkrycie, czy też kolejna z mądrości.
Obserwując siebie, uczestników warsztatów – dane mi jest dostrzegać piękno pojawiające się na twarzach. Uśmiech pojawiający się w miejsce zakłopotania lub zmęczenia. Miłość do siebie samego daje wyrozumiałość wobec tego co robię i kim się staje. A kiedy sam z sobą zaczynam się lepiej czuć i innym jest ze mną łatwiej. Miłość powraca na właściwe sobie miejsce.
Radykalny szlak – tak sobie nazwałem drogę którą odbywam za każdym razem. Ruszając z krainy ofiar do krainy miłości, szczęścia, radości czy ukojenia. Na szlak wyruszam za każdym razem gdy ktoś lub coś pokazuje mi. W którym miejscu siebie, nie jestem szczęśliwy. Zabieram wtedy tę cząstkę i ruszam korzystając niczym alpinista z odpowiednich narzędzi. Piszę arkusz, robię 4 kroki, albo korzystam z treningu indywidualnego, czy warsztatu.

Lubię porównywać radykalne z wyprawą w góry. Moment w którym osiągam szczyt idąc, jest taki sam właśnie. Z góry to na co patrzę jest takie małe, błachę. Z góry nabiera piękna całego krajobrazu. Nieważne, że kiedy zejdę na dół mogę zobaczyć znów mniej barwnie, ważne bym pamiętał, że to jest maleńka cząstka pięknego świata, który już znam. Ważne jest, że wiem ,że ja sam jestem cząstką tego piękna.
To właśnie odczuwam, tę świadomość bycia całością, pięknego krajobrazu wraz z uczestnikami warsztatu. Za tę świadomość dziękuje za każdym razem.

Na radykalnym szlaku spotykam coraz to więcej świadomych siebie wędrowców. Są to spotkania z ludźmi niezwykle odważnymi. Idącymi na spotkanie ze swoim bólem, krzywdą i urazami. Idącymi zobaczyć coś więcej, dostrzec piękno wszechświata.