Moja nieustająco trwająca przygoda z Reiki zaczęła się wiele lat temu. Po raz pierwszy usłyszałam o reiki w 1998 r. a człowiekiem, który tak fantastycznie i entuzjastycznie  opowiadał,  czym zachęcił do tej metody był Maciej Niemojewski wykładowca radiestezji w Studium Psychotroniki, do którego wówczas uczęszczałam. Tak zachwyciłam się reiki, że postanowiłam zorganizować u siebie w domu seminarium dla grona przyjaciół i znajomych. Pamiętam jak wszyscy byliśmy podekscytowani i nie mogliśmy doczekać się przyjazdu Maćka. Na seminarium I stopnia była grupka 8 osób, a trwało ono 2 dni, które były dla nas bardzo pracowite. Słuchaliśmy wykładu o metodzie i jej odkrywcy  dr Mikao Usui, poznawaliśmy układy rąk, miejsca gdzie je  przykładać i oczywiście w jakich dolegliwościach mogą wspomagać leczenie. Mieliśmy mnóstwo pytań do Macieja, na on chętnie i wyczerpująco odpowiadał na nie. Praktykowaliśmy układy w pozycji leżącej, skrócony układ w pozycji siedzącej, układy w nagłych wypadkach itd.

Na koniec drugiego dnia  odbyły się uroczyste inicjacje, rozdanie dyplomów. Był to dokładnie 02 – 02.05. 1998 r.

Potem przez blisko rok praktykowałam reiki codziennie. Pierwsze trzy miesiące robiłam sesje tylko sobie, aby  doświadczyć tego, co dzieje się z organizmem  podczas zabiegów i po nich, sprawdzać jakie mogą być efekty. Mój ówczesny mąż Bogusław i córka Florentyna także wzięli udział w seminarium, co pozwoliło nam na wspólną praktykę oraz dzielenie się spostrzeżeniami i uwagami na temat dobrodziejstw jej działania. Często też spotykaliśmy się w grupie przyjaciół, którzy wzięli udział w seminarium  – robiliśmy doświadczenia z energetyzacją wody, polepszaniem smaku ciast, próbowaliśmy skuteczności metody w różnych sytuacjach, a pomysłom nie było końca.

Na rynku była chyba tylko jedna dostępna pozycja  „ Reiki wylecz się sam” autorstwa B. Muller i H.H. Gunthera  –  do dziś uważam, że jest to znakomity podręcznik do nauki tej metody.

W styczniu 1999 r. Przyszedł czas na seminarium II stopnia, które także odbyło się u mnie w domu, a inicjował nas ten sam Mistrz  Nauczyciel Reiki Maciej Niemojewski. W tym seminarium także wzięło udział część przyjaciół, którzy byli już po I stopniu.

Podczas  dwóch dni tych zajęć panował duch skupienia, uważności i radosnej ekscytacji. Z ogromnym zaangażowanie uczyliśmy się rysować  symbole przynależne II stopniowi i recytować dołączone do nich mantry. Były to czasy „niedostępności” symboli i mantr –   nie można było ich znaleźć ani w książkach, ani w Internecie –  otrzymywało się je z rąk inicjującego Mistrza   – musieliśmy nauczyć się ich na pamięć na zajęciach i ewentualnie przechowywać je w niedostępnym dla innych miejscu.

II stopień to była także nauka  przekazywania reiki na odległość, do przeszłych jak i przyszłych wydarzeń i sytuacji. Maciej krok po kroku pokazywał nam jak to robić, przedstawiał różne sposoby, omawiał wiele konkretnych zastosowań.

Podczas tego seminarium pomogliśmy naszej suczce Azalce, która zachorowała i była bliska śmierci. Po kilku minutach przykładania rąk wyraźnie ożywiła się, otrząsnęła, napiła wody i smacznie zasnęła. Jeszcze przez 3 dni robiliśmy jej zabiegi reiki bezpośrednio bądź na odległość aż całkiem wydobrzała i przez wiele lat  była zdrowym i wesołym pieskiem.

Po II stopniu  jeszcze częściej spotykaliśmy się w gronie przyjaciół, aby wspólnie praktykować zabiegi. W wybranym dniu każda obecna na spotkaniu osoba miała wykonywany zabieg przez wszystkich pozostałych – trwało to ok. 10 – 15 minut, a człowiek czuł się jak nowo narodzony.

Pamiętam intensywność z jaką wspomagaliśmy jako grupa naszą przyjaciółkę I, u której lekarze podejrzewali początki stwardnienia rozsianego. Kiedy przebywała w szpitalu wysyłaliśmy jej reiki na odległość – umawialiśmy się na konkretną godzinę i cała grupa w tym samym czasie  działała.  Co 2 tygodnie I wychodziła na kilka dni do domu – wtedy  rozpoczynała się akcja: w 4 osoby (po II stopniu reiki) robiliśmy jej zabieg przykładając ręce. Taka sesja odbywała się codziennie, a zabieg trwał ok. 40 – 60 minut.  Za każdym razem inna osoba  inicjowała przewodziła i kończyła sesję. Pamiętam ten dzień, kiedy I wróciła  ze szpitala do domu, a w diagnozie nie było już nawet wzmianki o stwardnieniu. To był dla nas dzień wielkiej radości.

Z I, która jest jedną moich najlepszych przyjaciółek do dzisiaj spotykam się prawie codziennie na „Nordic walking „ Przez mój „reikowy stół” przewinęło się wiele osób, bardzo często także wysyłam reiki tam gdzie potrzeba –  sobie samej, osobom, sytuacjom, wydarzeniom itd.

A kiedy jesteśmy w potrzebie telefonujemy do znajomych reikowców z prośbą o wsparcie.

W  2015 roku otrzymałam kolejne inicjacje tym razem z rąk kochanej Zofii  Hołod – Golis  –  III stopień Reiki czyli  Mistrz Reiki oraz Mistrz Nauczyciel Reiki.

W III stopień jesteśmy inicjowani na zajęciach indywidualnych – powinna tu panować uroczysta atmosfera, a wszystko odbywać się w ciszy i skupieniu. I tak też było tym razem  Zojka ma dar jasnego i prostego przekazywania wiedzy, jak również ogromną intuicję. Jej inicjacja to wspaniały rytuał, który na długo  pozostaje w  pamięci, a z całego wachlarza odczuć i uczuć jakich wówczas doświadczałam korzystam przez cały czas.

Przez kolejny rok praktykowałam i ćwiczyłam wszelkie możliwości jakie daje III stopień reiki, a są one rzeczywiście potężna i dzieją się na  wielu różnych poziomach od cielesnego przez umysłowy do duchowego. W wyniku sumiennego praktykowania znacznie poszerza się świadomość, a różne procesy zachodzą z dużą prędkością.

Bardzo często korzystam z możliwości przesyłania reiki do moich klientów na odległość. Inicjuję także w I i II i III  stopień reiki na warsztatach weekendowych.