Uważam, że jesteśmy istotami, które dążą ku harmonii i osiągnięcie tego stanu jest dla nas istotne
Czym właściwie jest harmonia?
Zajrzyjmy do słownika*:
Harmonia – zgodność, wzajemne dopełnianie się elementów, przedmiotów, właściwości, zjawisk itp. składających się na estetyczną i zgraną całość; zharmonizowany układ elementów opartych na właściwych proporcjach, właściwym doborze; ład, porządek.
Element muzyki wyrażający się we współbrzmieniach dźwięków (akordach), ich następstwach i wzajemnych związkach.
Harmonia jest porządkiem.
Dla mnie stan uporządkowania istnieje wtedy, gdy wszystkie elementy danego układu, którym może być zarówno mikrokosmos, jak i makrokosmos, pojedynczy człowiek, rodzina, społeczeństwo, naród, pojedyncza planeta jak i wszechświat, są na swoim, właściwym dla nich miejscu, miejscu przynależnym danemu elementowi lub danym elementom z racji funkcji, do jakiej został lub zostały powołane, stworzone.
Jestem w harmonii, kiedy znam swoje miejsce, kiedy wiem gdzie ono jest w moim życiu. Nie tylko znam, ale wyrażam zgodę na nie, mówię mu „Tak”. Mały porządek tworzy większy porządek, a ja poprzez swoje „Tak” włączam się do większego porządku, współtworząc jego harmoniczne brzmienie.
Porządek oznacza pełną zgodę na moje miejsce i wykonywaną funkcję, zgodę na to, co jest i jak jest. Porządek to jasność umysłu wynikająca z jasności serca.
Kiedy serce może w pełni rozjaśnić się blaskiem? Jaki blask daje taką jasność?
„Rozwarcie wrót serca na oścież”, ciągłe, uważne pogłębianie jego pojemności sprawia, że rozświetla się ono i promienieje ciepłym, łagodnym, wszechobejmującym światłem miłości.
Na co otwieramy serce? Na wszystkich i wszystko, co się pojawia. Na tych „najlepszych” i „najgorszych”, na te „najgorsze” i „najpiękniejsze” czasy, na smutek i radość, życie i śmierć. Bez różnicowania, oceniania, które przynależne jest bardziej rozumowi niż sercu, przynależne jest rozumowi „bez serca”.
Kiedy serce nie jest „ćwiczone” w nieustannym rozszerzaniu swej pojemności, otwieraniu się na coraz to nowe kręgi życia, wtedy kurczy się, blednie i zastyga. Nie, nie kamienieje, lecz zastyga w oczekiwaniu na ponowny przypływ, ponowne „Tak” dane miłości.
Kiedy żyjemy w porządku, czujemy się dobrze na wszystkich poziomach – fizycznym, emocjonalnym, mentalnym, duchowym. Wszystkie poziomy przenikają się nawzajem wibrując, tętniąc energią zwaną miłością.
Najdrobniejszy dyskomfort w którejkolwiek j dziedzinie jest sygnałem o zaprzestaniu „treningu” serca. Sygnały mogą być różne, wszystko może tu być sygnałem – nuda, drobna trudność w wieczornym zasypianiu czy niepokój nieustająco gnający nas w różne, ciągle nowe miejsca, sytuacje.
Drobne przeziębienie i ciężka choroba, trudność w zarabianiu pieniędzy, kłopot z pracą lub w pracy – wszystko to przypomina nam o potrzebie wprowadzenia porządku. A wprowadzamy go na poziomie serca. Stamtąd wielkimi kołami niczym fala ogarnia wszystko, rozprzestrzenia się, rozjaśniając obszary dokoła.
Nie ma tu miejsca na wybaczanie, jest tylko branie i dawanie w harmonicznych proporcjach, cicha zgoda na wybory innych, szacunek i głęboki ukłon w stronę ich losu jakikolwiek by był, raczej „niedziałanie”, zawierzenie się czemuś większemu. Szacunek dla wszystkiego, co otrzymaliśmy, zgoda na niesienie swojej odpowiedzialności, gdziekolwiek by nas zawiodła. Pojednanie z tym, co jest, było i będzie ze wszystkim i wszystkimi na wszelkich poziomach.
* Słownik Języka Polskiego PWN
Ten krótki tekst powstał jako refleksja „powarsztatowa” po kolejnym uczestnictwie w warsztacie prowadzonym przez B. Hellingera.