W wielu publikacjach przeczytać można, że istnieją tylko dwa najważniejsze uczucia; miłość i lęk. Wszyscy byśmy chcieli widzieć wypełniającą nas miłość, a jak jest naprawdę? Ojej, i znów okażę się tym, który pisze złe wieści. Lecz trzeba patrzeć na siebie uczciwie. Musimy podejść do siebie sumiennie, bez krętactw, bez wybielania, nie jesteśmy w końcu politykami a to, co robimy, to nie są wybory. Odpowiedzialne podejście do siebie cechuje ludzi szczerych i takim musisz być. Przyznanie się do tego, co czuję umożliwia realną zmianę, natomiast oszukiwanie daje tylko pożywkę umysłowi, który wymyśla jakby to nic nie robiąc uzdrowić się i tym samym nabijamy kieszeń różnym terapeutom.

Jak zwykle zacznę od siebie, przypatrując się moim intencjom zacząłem zauważać w nich coraz więcej lęku. Zdziwiłem się. Okazało się bowiem, że moje działania są podyktowane strachem. U podnóża moich działań leżał lęk, a gdzie miłość? A gdzie inne intencje oczyszczane przez lata rozwoju duchowego? Temat nie dawał mi spokoju i przyglądałem się dalej – oczywiście szukając jakiegoś pocieszenia, ukrytego światełka – niestety bezskutecznie. Nie znaczy to bynajmniej, że ciągle się boję, o nie, nie o to chodzi. Taki lęk to ledwie przeszkoda a ja pisze o „Mount Everest” lęków. Zaraz wszystko wyjaśnię.

Lęk jaki nami kieruje ujawnia się w postaci chciwości, łakomstwa, żądzy, to oczywiste ale również widać jak stoi niczym filar u podstaw potrzeby zakochania się, jako lęk przed samotnością. Również rozwój duchowy jest (aż nadto) zasypany strachem, tu wszyscy się boją, jedni rozwijają się bo boją się być nikim, inni bo boja się zemsty Boga za grzechy, jeszcze inni boją się życia więc najlepiej się oświecić i przestać mieć z nim cokolwiek wspólnego. Nic dziwnego, że jako społeczeństwo a nawet i gatunek, wciąż jesteśmy w powijakach ewolucji. Wiadomo przecież nie od dziś, że jak człowiek się boi, to działa nieracjonalnie, choć, trzeba to przyznać, potrafi wydobyć z siebie olbrzymią determinację. Nasze działania to lęk! A dokładniej mówiąc, przyczyny działania to lęk. Pytając o źródło tego zjawiska, odkrywamy podświadome pokłady przerażenia związane z życiem w materii. Widzimy wyraźnie ogłupienie wynikłe z życia w nowym środowisku. Nagle okazuje się, że tutaj o wszystko trzeba się starać, pojawiły się potrzeby ciała – chociażby okrycie się od zimna. Oddzielenie od macierzy to szok, dlatego tak trudno to zauważyć.

Trzeba zaprzestać bać się siebie i na siłę zmieniać, przypatrz się sobie. Nie czując siebie nie wiesz gdzie jesteś. Nie przyznając się do siebie jak możemy w sobie cokolwiek zmienić? Czy możesz zaradzić czemuś o czym nie masz pojęcia? Lęk ma to do siebie, że blokuje zmiany stąd wysiłek i opór. A więc rozwój duchowy nabiera sensu, trudzimy się i zalepiamy jeden plakat, drugim. Siła tej emocji jest dostrzegalna na każdym kroku, jasno widać jak lęk paraliżuje sabotując nasze działania. Ulegając jego wpływom hamujemy ewolucję nie tylko swoją ale i wszystkich w naszym otoczeniu. Działania podyktowane strachem przynoszą skutki na podobnym poziomie.

Naturalne zwierzęce cechy jakimi jesteśmy obdarzeni, mianowicie wewnętrzny głos rozmnażania się, walka o pożywienie są podyktowane lękiem o nieistnienie. Pomyśl nad tym a sam zobaczysz, rozszerz horyzonty badania a zdziwisz się jak wiele tego jest. Nie lubię się dołować, ale też nie jestem zwolennikiem oszukiwania się i mówienia sobie, że jestem pełnym miłości – to śmieszne. Jakby tak zrobić sondaż na ten temat z pewnością jego wyniki zwaliłyby nas do parteru, okazałoby się, że nie mamy pojęcia czym jest miłość. Stare przysłowie mówi tak „krowa która dużo ryczy mało mleka daje”. Piszemy poematy o miłości, rozpisujemy się tworząc tysiące zalegających półki domowe i sklepowe, dzieł o miłości. Czyż jak coś jest oczywiste, to czy trzeba o tym dużo pisać, mówić? A ciągle przybywa nowych, czy to nie zastanawiające? A jakże wyraźne.

Kilka lat temu byłem na zajęciach gdzie dużo mówiło się o miłości, było tam takie ćwiczenie „wyobraźcie sobie, że żyjecie w świecie doskonałym i pełnym miłości, jak byście się zachowywali?”. Trudno jest mi nawet dziś to opisać, jeśli widzieliście kiedyś broszurki świadków Jehowy, to już możecie mieć jakieś wyobrażenie a teraz podkręćcie infantylność jeszcze o kilkadziesiąt stopni. Jeszcze dziś mnie mdli jak o tym wspominam. Boże chroń nas przed taką miłością.

Głosimy, że Bóg nas kocha a jak to się ma do tego jak żyjemy, czym objawia się ta jego miłość? Ale nie o tym jest ten tekst. Może innym razem. W tym temacie trzeba wiele zrozumieć.

Wracając jednak do lęku, rozpatrzyłem wiele, zobaczyłem jak destrukcyjne są te intencje. Odczuwając lęk świadomie bądź nie, dążymy do dwóch rzeczy. Po pierwsze, chcemy aby się to jak najszybciej skończyło, wewnętrzne ciśnienie jakie temu towarzyszy, przyśpiesza proces dając spełnienie w postaci materializacji. Po drugie, pragniemy zabezpieczyć się z lęku przed tym lękiem, tworzymy sobie sztuczne bezpieczeństwo. Robimy to na wiele sposobów, zakładamy alarmy, kupujemy psy obronne, uczymy się sztuki samoobrony, wynajmujemy ochroniarzy albo piszemy afirmacje o bezpieczeństwie. Nieważne co robimy, to ciągle lęk, chcesz być bezpieczny z lęku a nie wolny od lęku. To nader istotna różnica.

Jednak cokolwiek robisz ciągle jesteś uwikłany w lęk i jego złudne zabezpieczenie jakim jest próba bycia bezpiecznym. Dzieje się tak dlatego, że zabawa trwa, bawi się umysł a on nie lubi się nudzić. Umysł lubi mocne wrażenia, nie wierzysz? Jakie filmy lubisz, jakie książki czytasz, jakie wiadomości ze świata są Ci najbliższe? Lubisz się bać, a może płakać, a może śmiać się do łez? To wciąż są silne wrażenia, jak zwykle nie potępiam ani nie gloryfikuję żadnych. Bądź sobą ale rozum siebie samego! Rozróżniasz pomiędzy doznaniami, określasz które są dobre a które złe; wybierasz zabawę jako dobro a odrzucasz samotność jako zło. Ale prócz różnych wrażeń jakie to przynosi, to wciąż jedno i to samo. Ta sama energia, mocne wrażenia, niezapomniane przeżycia. Nie namawiam do cierpienia zamiast radości, o nie. Obnażam tylko zjawiska, nic nie jest takie jak się wydaje, tego nie zapominaj.

Zauważ, że cokolwiek z tym zrobisz wprawisz tylko jedną część umysł w opozycję do drugiej, jedna się boi więc drugą, tą nie bojącą się, próbujesz zwalczyć ten lęk. Jak może zaistnieć w świecie pokój jeśli codziennie w miliardach umysłach toczy się wojna?! Uważasz, że coś się zmieniło? Umysł bawi się dalej. Co jeszcze Ci pokaże? Oświecenie? Ostatnio dostałem e-maila od znajomej która użyła bardzo fajnego określenia „gry i zabawy” tak, dokładnie tak to można skwitować. Bawmy się jeśli chcemy ale wiedzmy, że to zabawa. W całej mojej pracy nad sobą jedno tylko gloryfikuję, to poznanie. Chociaż i ono było podyktowane lękiem, że zostanę w tyle, że inni mnie wyprzedzą. Ostatecznie to poznanie pozwoliło mi zobaczyć co jest za zasłoną, dlatego nie potępiam lęku. Pozwalam sobie na poznanie tej strony którą tak pieczołowicie zasłaniałem medytacjami, wizualizacjami, afirmacjami, Boże przecież to nie byłem ja. Nieważne co czuję, jest to moim udziałem i najlepiej jest to poznać miast wypierać się tego, a wtedy „coś” (może miłość) to uzdrawia, władza tych emocji maleje. Pozostaję ja, obecny, świadomy, czysty.

Lęk staje się złudzeniem, pozostaje czysta, nieustraszona świadomość. Żyję w świecie i po raz pierwszy cieszę się z tego, że nie próbuję go układać, kreować, zmieniać. Przestaję się bać więc nie próbuję tworzyć życia w sposób który jest dla mnie przewidywalny. Zaczynam się cieszyć z nieznanego jutra.

Bardzo ważnym krokiem na ścieżce (nie lubię tego słowa bo niema żadnej ścieżki) jest samotność. Spokojnie, nikogo nie namawiam do zostania samotnikiem. Mam na myśli brak uzależnienia się od kogokolwiek i czegokolwiek w jakikolwiek sposób. Inaczej mówiąc bądź sam ze sobą ale nie zamknięty na ludzi, którzy Cię otaczają. Bez względu czy się zakochasz, odsuniesz od wszystkich czy przyrzekniesz komuś zemstę nie ma w tym wolności. I znów uczulam, dobrze to zrozum nie namawiam do samotności i życia pozbawionego partnerstwa. Widzę, że to właśnie olbrzymia odwaga i zgoda na nieprzywiązywanie się do nikogo ani do niczego, daje możliwość zrobienia poważnych „kroków” ku przebudzeniu. Jeśli cokolwiek stanie na drodze do przebudzenia, nie osiągniesz go. Paradoks polega na tym, że dopiero w samotności potrafimy zobaczyć i poczuć jedność z innymi, nieoddzielność. Gdy nie ma obiektu miłości, miłość wyłania się i ujawnia swą prawdę. Dopiero wtedy jasno widać co jest powodem ożywienia, wszystko przecież jest ożywione jednym i tym samym duchem. Wszystko staje się jednym, dlaczego miałbyś kochać kogoś bardziej? To nie miłość! To co nazywamy miłością, to tylko wrażenia umysłu oparte na wyobrażeniach i oczekiwaniach.

A teraz rozjaśnimy sobie to jeszcze bardziej. Kiedy „pozbywam” się wszystkiego, nic mnie nie trzyma mogę iść wszędzie, robić to, co czuję, że powinno być zrobione. Nie chodzi o samotność w sensie samotnika, osoby nieprzystosowanej do życia, chodzi o niezależność. Nie zwalniaj się z pracy zamieniając ją na jaskinię, to kiepski pomysł. Osho pisał o tym stanie, że wymaga olbrzymiej odwagi gdyż stajemy wtedy twarzą w twarz z najgorszymi lękami. Zgadzam się. Uczestnicząc w życiu widzę jego zasady. Pozwala to zobaczyć iluzoryczność tego co się dzieje, widzę wyraźnie, że to tylko umysł. Moje wierzenia przybierają kształty lęków, patrzę na nie, staję twarzą w twarz a one znikają. Kiedy przyjrzysz się temu co czujesz, to znika, traci władzę, widzisz, że to tylko wyobraźnia. Oto naturalny proces zwalniania umysłu z roli przywódcy. Demaskujesz go. Zaletą tego sposobu jest wzrost wewnętrznej siły oraz czucie samego siebie. Samotność nie pozwoli Ci się schować pod niczyją spódnicę, nawet Boga, będziesz zdany tylko na siebie. Ten stan nie należy do najprzyjemniejszych, jest częścią procesu, ale tylko wtedy poznasz siebie, tylko w tym stanie zdasz sobie sprawę kim jesteś. Nie ma tu żadnej alternatywy, jesteś tylko Ty i to, co stworzyłeś. Spróbuj myśleć o ciele jako o czymś czego używasz, to samo z umysłem, Ty go tylko używasz. Wtedy jasno i wyraźnie zobaczysz co stworzyłeś. Ciekawe co?!

A teraz Twoja kolej, powiedz sam do siebie, (odrzuć na chwilkę twarz miłującego anioła, lub twardziela) ile Twoich działań jest wolnych od lęku? Zastanów się dobrze. Ja miałem dość nieciekawą przeszłość, niemiłą karmę i długo borykałem się z niską samooceną, więc i oszukiwałem się ładnych parę lat. Ty zobacz, jasno i wyraźnie przypatrz się sobie. Ja się przeraziłem a jak jest u Ciebie? Zapomnij o tym, że jakakolwiek technika da Ci uwolnienie, nie da, acz sprawi, że przestaniesz widzieć siebie a zaczniesz widzieć stworzenie jakiego dokonałeś za jej pomocą, przestań jednak nad tym pracować a sam się przekonasz co osiągnąłeś. Obudź się!

Pozwólmy sobie na małe spostrzeżenie dotyczące Polski, czyż wszechobecny lęk nie przejawia się coraz to jawniej w naszym życiu? A w świecie, czyż nie widać ekspansji strachu? Na szczęście lęk przed tym, co się dzieje spowoduje zmiany. Jak na ironię, to nie miłość ale lęk nam najpewniej pomoże. Zabawa trwa.

Czy to znaczy, że miłości nie ma? Ależ jest i to bardziej prawdziwa niż byśmy kiedykolwiek przypuszczali. Jednak nie poznamy jej dopóki nie zmienimy się sami. Dopóki kierujemy nasze uczucia, dopóki chcemy je doświadczać, dopóki uważamy, że one nam służą. Myśląc tak ciągle obracamy się w lęku spowodowanym szokiem materii, pisałem o tym wcześniej. Mówiąc o miłości, mówimy o Bogu, o pełnej świadomości tego czym jestem. Nie mogę więc rozdawać miłości według zasług, tylko wiem, że wszystko jest ożywione tym samym i wszystko co żyje, w jakiejkolwiek formie, wychodzi z tego czym jestem.

Paradoksem jest, że wtedy nie jestem wcale miłującym, dobrym, świetlistym, wtedy po prostu jestem. Czy Bóg jest dobry? To czemu pozwala istnieć cierpieniu, morderstwu, narkomanii? Jak myślisz? Nasze wyobrażenia są zaledwie wyobrażeniami i nic więcej. Rzeczywistość nie jest taka, jak nam się wydaje.

Jak odnieść się do tego tekstu… Pokaże on wiele trudnych pytań, nie lekceważ ich! To właśnie trudne pytania pozwalają ewoluować. Co warta jest wiedza którą potrafisz wyjaśnić? A jeśli jest coś warta, to dlaczego wciąż zadajesz te same pytania?
Obudź się!

artykuł pierwotnie opublikowany w 19.12.2002 r. w starym wydaniu cudownegoportalu