Zapraszam na ostatnie już spotkanie poświęcone wędrówce naszego wewnętrznego bohatera odbywającej się poprzez szczeble runicznej drabiny . Ostatnio omawialiśmy znaki Ehwaz, Manna, Laguz. Dzisiejszym tematem będą Ingwaz (Inguz, Ing) Dagaz (Dag, Daeg) oraz Othala (Odil, Othel). Od razu zaznaczę, że w niektórych źródłach podaje się odwrotną kolejność dwóch ostatnich znaków.

O Ehwazie powiedzieliśmy, że jest znakiem naszej duchowej ścieżki i wędrówki jaką po niej odbywamy. Ale należy wiedzieć także , że kluczowym pojęciem dla zrozumienia natury tego znaku jest wolność. To moment życia, w którym uświadamiamy sobie pełne znaczenie tego pojęcia, w którym – podobnie jak miało to miejsce faktycznie dla człowieka – spadają z nas ograniczające pojęcia i sposoby myślenia (nie tylko odległości i czasu, ale przede wszystkim przymusu, konieczności, obowiązku). Poszukiwacz przekonuje się że wszystkie te -wydawałoby się na co dzień funkcjonujące schematy postrzegania świata , stanowią efekt jego wyboru i zgody na nie, zatem wciąż to on panuje nad nimi i posiada moc ich zmiany. Ta wolność ma też inne wymiary. To poczucie absolutnej wolności w czynieniu tego co uznaje się za właściwe i słuszne. Tu sprawa jest poważniejsza, bo zaczynamy eksplorować korzenie tych pojęć których kształt nadawali nam nasi rodzice i współcześnie żyjący, ale my sami niewiele do tego dołożyliśmy w stosunku do tego cośmy przyjęli. Zaczynamy więc drążyć temat – dlaczego to co dobre uznajemy za błogosławieństwo, dlaczego pewne rzeczy są dla nas złem? Czy to na pewno ja tak uważam, czy też jest to obraz świata i schemat myślenia wpojony mi i poza nim niczego jeszcze nie starałem sobie wyobrazić, bo on funkcjonował i właśnie to uznałem za dobre? Czy istnieje dobro i zło? Kto je rozdzielił? Dlaczego w jednym systemie filozoficznym czy religijnym coś jest dobre a w innym nie? Co jest osią do której odnosimy nasze oceny? Jeżeli zintegrowaliśmy prawidłowo i dogłębnie dotychczasowe znaki Ehwaz stanie się dla nas prawdziwie szamańskim rumakiem i przeniesie nas do wymiaru który zdradzi nam tajemnicę boskości – wymiaru poza sobą samym. Otóż jeżeli rozpiszemy runy w trzech rzędach tzw.aettir zauważymy , że znaki durisaz ( władza bez działania), Eisaz (kanał kosmiczny, ego) i ehwaz odpowiadają sobie. Zatem to Ego jest osią do której odnosimy oceny. Posiadając pewien obraz siebie, uznając za siebie pewne wartości, pewne pojęcia i utożsamiając się z nimi budujemy nasze ego. Wówczas wszystko co pozostało poza tym nawiasem stanowi naszego „szatana” – przeciwnika, zwierciadlane odbicie tyle że odwrotne. To co zaś afirmuje nasze pojmowanie świata staje się naszym bogiem. Te dwie siły zdają się pozostawać w konflikcie aż do chwili gdy spotkamy ehwaz. Jest on koniem o 8 nogach czyli hybrydą dwóch koni, symbolem podwójnych drzwi świątyni. W gruncie rzeczy więc to dwa konie – jak na karcie tarotowego rydwanu – biały i czarny ciągnące w przeciwne strony.Ale ten wierzchowiec stanowi już ich kompliację , porusza się poza i ponad kierunkami wyznaczanymi przez dwa poprzednie, dlatego bliższy jest tarotowemu słońcu , gdzie dochodzi do pierwszego etapu stapiania się odmienności w nową całość. Nasze ego nieustanie jest „atakowane” przez to co zaprzecza jego trwałości i stabilności, co narusza siłę lodu, stagnacji, którą uosabia. To „zło” pełni rolę ognia, determinuje zmiany, jest w gruncie rzeczy dobre i naturalne bo podtrzymuje proces kosmicznej przemiany. Dlatego Lucyfer nim stał się diabłem jakim go znamy nosił imię „Niosący światło” i stanowił symbol dążeń do poznania (nie mówiąc o tym że było to imię Wielkiej Bogini i oznaczenie Wenus). Magiczne właściwości Ehwaz powodują, że wychodzimy poza ramy ja, bowiem bez tego nie sposób doświadczyć wolności. W zamian ukazuje nam prawdziwe centrum naszego istnienia – Mannaz – transcendentalną świadomość istnienia kosmicznego, świadomość chrystusową obecną w każdym z nas, która rozciąga się na wszystkie istoty i wszystkie rzeczy – nie ma czegoś czym nie jestem, nie ma nic, czym ja nie byłbym. Nic nie zaprzecza temy kim jestem, bo to jest wszystkim, nic nie może tego zranić , nic tego nie obraża. Choć jest to dar nieustraszoności to Ehwaz zgodnie ze swą naturą jest płochliwy. Lada chwila wrócimy do starego sposobu postrzegania siebie i świata, w końcu doświadczenie trwało chwilę (nawet jeśli najlepszą w życiu) to uczyliśmy się latami myśleć inaczej. Dlatego ten stan w wędrówce zwiemy zaręczynami – jest to rękojmia tego co ma się stać lecz wciąż to my musimy o nią dbać. Zwłaszcza, że pozostawanie w zespoleniu z ego po doświadczeniu transcendentalnej wolności czyni z nas śmiertelne zagrożenie. Pomyślmy bowiem , jak może funkcjonować człowiek, który wie że wszystko jest wyborem, który dokonuje ich nie ze strachu przed karą, ani żeby coś osiągnąć lecz dlatego że korzysta ze swej wolności. Właśnie dlatego musi wrócić do realnego świata i rozwijać się jeszcze dalej by w pełni się wyzwolić.
Mannaz to inaczej człowiek kosmiczny, Adam, wcielony bóg doświadczający swego dzieła. Adam jest Szechiną Boga, jego pochwą i macicą tam gdzie jego męski aspekt zyskuje pełnię zadowolenia. Bóg „męski”(proces przemiany) kocha się ze światem (sobą samym w formie, która go przejawia) doświadczając siebie, patrząc na siebie czując zapach i dotykając kształtów poprzez człowieka. Dowodzi tego forma Manna ukazująca męski i żeński pierwiastek w pełnym zespoleniu.
Człowiek – Mannaz jest świadomy swego przeznaczenia, wie, że go nie ma – w tym sensie jakim go rozumiemy. Jego przeznaczenie nigdzie go nie prowadzi donikąd nie wiedzie, ale wynika, bierze się z samego początku świata. Wszystko jest ludzkim przeznaczeniem, wszystkiego pragnie bowiem doświadczyć. Jego przeznaczenie spełnia się w zasadzie w jednej chwili, nasz umysł rozciąga tę chwilę na warstwy tworząc w ten sposób czas. Manna jest znakiem świadomości chrystusowej, społecznego aspektu człowieka. Na tym etapie więc musi on odnaleźć siebie w społecznych warunkach – zarówno więc w swoim zajęciu jak i pozycji , którą zajmuje wśród bliźnich, bowiem bez tego wymiaru nie będzie rozumiał swojego zadania. Teraz jednak nie chodzi już o to co zostawił u strażnika progu – mistrzostwo, to jak jest postrzegany, to co osiąga. Te wartości bowiem pozostają w jego zasięgu, w jego władzy nie odwrotnie. Wie już że to on nadaje im znaczenie, że on wybiera czyniąc z nich wartości.
Teraz przyszedł czas na próby – odbywają się one na poziomie znaku Laguz, gdzie odkrywamy własne głęboko ukryte tajemne źródło siły. Ta woda jest rzeką zapomnienia Leto i Styxem zza którego nie ma powrotu. Człowiek wchodzący w obszar przezeń wyznaczony odchodzi ze świata jaki znamy inaczej go odbiera i inaczej go odczuwa. To symbol utraty głowy, ścięcia, jej – symbolicznego przecięcia węzła ego , mieszczącego się w czakramie gardła. Oznacza to też odejście od świadomej tendencji, kontrolowania świata , kontrolowania wartości tego co do nas przychodzi. Człowiek staje się korytem, którym płynie rzeka świata.
Ideą znaku Laguz są dwa kluczowe pojęcia – próba i oczyszczenie, ale to czego jest naprawdę symbolem stanowi ucieleśnienie kosmicznych zaślubin, wypełnienie obietnicy Ehwaz.
Laguz jak już pisałem przypomina jedynkę i nie jest to podobieństwo przypadkowe. Dotychczasowa dwoistość zawarta w naturze znaków ehwaz i mannaz zaciera się i zlewa w jedno tuż przed reintegracją którą reprezentują dalsze symbole. Próby laguz mają silny związek ze wzrastaniem, pięciem się do góry, ale mocno akcentuje się w nich też symbol wody jako nieświadomości, wody kosmicznej , wody sprzed stworzenia swiata. Z jednej strony oznacza to , że człowiek zdekapitowany przekracza osąd myślowy i przechodzi na intuicyjny sposób postępowania, z drugiej – że porusza się teraz po świecie wartości duchowych , uniwersalnych, szuka ich i je wprowadza do własnego świata. Intuicja przy tym nie ma li i jedynie znaczenia żeńskiego wobec męskiej logiki. To sposób postępowania i postrzegania ponad tymi dwoma aspektami, zwany myśleniem integrującym.
Właśnie to nieświadomość stanowi klucz do zrozumienia przesłania. W starych indoeuropejskich mitach istnieje pewien obraz bardzo dla nas istotny. Zawierają go też wszystkie baśnie i mity, nawet religia chrześcijańska go zachowała. Chodzi o obraz uczty weselnej, pojawiający się na końcu bajek ,w których królewicz i księżniczka pobierają się i żyją długo i szczęśliwie. Czy ktoś pamięta o tym , że jest to trawestacja wiecznej uczty opisywanej nie tylko w religii Celtów , gdzie dobry Magda dysponował magicznym , wiecznie pełnym kotłem, który miał moc przywracania życia, w religii Skandynawów, gdzie zarówno kozły Thora można było wielokroć szlachtować i zjadać a one ponownie ozywały, jak i przyrządzać pieczyste z dzika poświęconego Frezowi – Skirnira bez uszczerbku dla tegoż, czy wreszcie kto pamięta że dawny irański demon Lewiatan jest głównym daniem na ucznie sprawiedliwych w Chrystusie po sądzie ostatecznym? Otóż właśnie tez L-ewiatan jest dawnym patronem wód, uosobieniem chaosu, tak jak stara bogini Tiamat. Konsumpcję jak wiemy rozumieć można dwojako więc pomiędzy Mardukiem walczącym z Tiamat zjadaniem Lewiatana istnieje silny związek. Kiedy docieramy do znaku wody doświadczamy prób. Nie są to żadne specjalne zdarzenia, przynajmniej nie muszą być. To nie to co nas spotyka stanowi wyzwanie, ale nasza reakcja na to. Dojrzałość objawia się przez stosunek do problemu, a nie przez jego naturę – pomiędzy złamaniem patyczka a brakiem pracy nie ma żadnej różnicy, dla dziecka i dla dorosłego stanowi to tak samo ciężki kłopot. Tym razem jednak poszukiwacz został wtajemniczony i została mu objawiona jego prawdziwa natura jego zadaniem jest więc przemienić siebie albo zaprzeczyć sobie i wrócić do świata ułudy. Stąd też silny związek runy laguz z księżycem i jego pływami. Człowiek pozostający wierny sobie rozumuje w ten sposób – każda sytuacja daje mi możliwość do wzrostu, mogę ją wykorzystać albo nie – co mi się bardziej opłaci? Każdy mój wybór i jego brak zapozna mnie z inną wersją rzeczywistości, którą wybieram? Jednocześnie szuka w sobie niewyczerpanych źródeł pożywienia, owego Lewiatana i dostrzega, że to jego własne ograniczenia i kompleksy stanowią rezerwuary uwięzionej energii, która nie pozwala molekułom jego ciała wibrować szybciej więc skupia się na poszukiwaniu ich i uwalnianiu zawartego w nich ładunku. To właśnie określa się mianem ablucji, oczyszczenia przez kąpiel w nieświadomości, spożyciem mięsa Lewiatana. Nasze kompleksy, przekonania więżą energię, ale dają nam dzięki temu formę fizyczną. Pokonywanie ich ma więc także wymiar fizyczny, można go zmierzyć i odczuć, proces pracy nad sobą staje się formą zmierzania do własnej zagłady, w sensie jakim do tej pory siebie rozumieliśmy. Właśnie dlatego wielu z nas zatrzymuje się w tym punkcie. Wizja końca, zakrętu zbyt poważnego by wejść w niego bez absolutnego wewnętrznego przekonania, że to właśnie jest ten czas stanowi poważną barierę. W związku z tym znak ten wiążemy często z dojrzałością rozumianą w sensie dotarcia do pewnego punktu w swych wewnętrznych wymaganiach i aspiracjach, POWIEDZENIEM O SOBIE I O SWOIM ŻYCIU; „JESTEM DOŚĆ….” To nie ma nic wspólnego z jakimiś etapami, stopniami czy poziomami. Tu droga duchowego rozwoju kończy się, dalej rozprzestrzenia się falowo we wszystkich kierunkach. Dotychczas motorem naszego rozwoju było poczucie braku, odległe królestwo pustoszył smok albo plaga, królewna spała, generalnie coś było „nie-tak” czytaj: z istnienia ja powstawał świat nie-ja. Teraz te granice zanikają więc źródło trzeba odnaleźć gdzie indziej.
Odbywa się to dzięki znakowi Ingwaz, symbolu boga Freya. Nie jest do końca prawdą to co napisałem bo Ing to coś więcej jak sam Frey. Jak wiemy, albo i nie – Bóg rzek i kupców Njord miał dwoje dzieci, bliźniąt (sic!) zresztą – Freya i Freyę. Nikt nie wie jak to było na początku przedstawiane, ale mówi się o dwóch aspektach tego bóstwa. Początkowo rodzeństwo, później małżeństwo Frey-Freya (pan-pani) odnajdujemy w znaku Ingwaz, który wyobraża ich w miłosno przyjacielskim objęciu. Z drugiej strony w wędrówce bohatera docieramy do najczarniejszej i najgłębszej komnaty zamczyska nieświadomości, spotykając tego który uwięził księżniczkę, boginię (patrz wcześniejsze art.) Jaki to u licha ma związek?

Bohater za ostatnimi drzwiami odnajduje karła lub olbrzyma, niekiedy pana podziemnego świata – Orlika. Jeśli to karzeł to zwykle siedzi on na niskim stołku i nie może dosięgnąć kubków wiszących nad jego głową, by się napić. Kierujący się współczuciem bohater (czy przekroczył granicę podziału dobro-zło? Jasne że nie, właśnie to robi!) podaje wodę karłowi a ten oświadcza że była to woda siły i zmienia się w olbrzyma! Jeśli to olbrzym z natury to uśmiecha się szeroko i na widok bohatera dochodzi do wniosku, że pora na obiad. Tak czy inaczej trzeba walczyć lub uciekać. Bohater nie wie, ale nie musi – że władca podziemi to jego własna mroczna strona hodowana pieczołowicie i wyrosła na wszystkim co odrzucił z siebie. Dlatego ma on jego własną twarz, choć ciemną i jakby odbitą w lustrze. Walka z demonem ma charakter symboliczny bo Ing uosabia podziemne słońce, ogień płonący w trzewiach ziemi, węgiel. Jest więc to poszukiwane wewnętrzne źródło mocy, klejnot nad klejnotami który może rozjarzyć się blaskiem tylko w pełnym słońcu bohatera który przynosi jego promienie do podziemi. To właśnie stanowi kanwę mitów o wędrówce słońca wewnątrz ciała bogini . Większość mitów kończy się zwycięstwem bohatera ale nie ma mowy o porażce demona. W gruncie rzeczy bowiem obaj znikają, tak jak w czasie Ragnarok demony i bogowie zabijają siebie – Tyr-Fenrira, Thor -Midgardsorma itd. i giną przy tym sami. Bohater z najgłębszej celi wraca zupełnie inny i właśnie dlatego może zabrać ze sobą boginię. Ingwaz jest miejscem powtórnych narodzin, dziurą którą wróci do świata, a ten zmartwychwstanie wraz z nim. W niektórych bajkach nie ma motywu walki, zwłaszcza, jeżeli zamiast demona jest baba-jaga lub inna żeńska postać opozycyjna do męskiego pierwiastka bohatera. Wówczas zwykle para ucieka a zadania, które wykonywali na początku (zamiana mięsa i siana przed wilkiem i jagnięciem) zamknięcie drzwi otwartych i otwarcie zamkniętych, ubranie drzewa itp. teraz sprawiają, że ucieczka jest możliwa i bezpieczna. Żaden bowiem z dotychczas mijanych progów nie stanowi już przeszkody – przeciwnie, zatrzymuje ścigającą. Jest to pięknie zarysowany obraz przebiegunowania jaki odbywa się wewnątrz bohatera, który teraz rozpoznaje w sobie obie siły napędzające świat – ogień i lód światło i ciemność.
Ich integracja odbywa się na kolejnej runie – dagaz , która ma postać wstęgi Moebiusa w geometrycznej formie. Poszukiwacz stał się znalazcą dlatego symbol ten ma inny charakter niż wszystkie znaki – ukazuje człowieka w dokonanej formie, coś co się stało a nie co się dzieje, choć ma on charakter procesu zachodzącego ciągle w tym który stał się mistrzem dwóch światów. Myliłby się jednak ten kto powiedziałby że to kres podróży – trzeba wrócić do ojczyzny – othala, tej zewnętrznej bo wewnętrzną otrzymał jako nagrodę wraz z ksiżeżniczką. Bohater jest teraz kimś więcej niż mężczyzną, nawet więcej niż człowiekiem i więcej niż bogiem. Jest tym który jest. Jest bogiem , który przeżył życie człowieka i człowiekiem który poznał boga, nie ma między nimi granicy i nie będzie nigdy, nie ma bowiem żadnej odległości która mogłaby ich podzielić. To ostateczne dzieło i spełnienie, reszta jest milczeniem – i za taki uznajemy znak Othala. Jest to znak dziedzictwa, bowiem to co otrzymaliśmy w wyniku wędrówki było nam z natury przynależne i zawsze w nas obecne, choć ukryte. Teraz bohater wraca do swoich by dzielić się swym darem, choć wie że każdy sam musi go posiąść i odnaleźć w sobie, że może on tylko wskazać drogę. Dlatego powraca na magicznym rumaku, z którego nie zsiada bowiem nie może dotknąć stopą ziemi, lub zasiada na tronie ponad tym co dzieje się normalnie. Kiedy jednak nie opanuje się i zapomni zejdzie na ziemię – dopełni przeznaczenia na dobre – historia powtórzy się od początku, w przeciwnym razie sam stanie się tyranem, dla własnego dziecka, które będzie musiało zrzucić go z tronu by świat dalej trwał. Energia musi płynąć, a my sami z rozkoszą będziemy przeżywać tę wędrówkę tysiące razy wciąż na nowo zapominając o jedności i rozdzielając niebo od ziemi by krążąc między nimi odkrywać ich jedność. Tak niech się stanie.

PS. Oto i koniec wędrówki, zarzewia początku wielu następnych. Życzę wszystkim moim czytelnikom by nie ulegli pokusie przyjęcia jej obrazu jako własnego, lub tym bardziej – właściwego i prawidłowego. Niech będzie ona raczej zachętą do własnych jeszcze głębszych eksploracji i zachwytu nad sobą bowiem my sami jesteśmy najciekawszą z książek jaką przyjdzie nam czytać, a tłumaczona jest ona na wszystkie języki świata, ma setki wznowień i tysiące edycji, ma rożne ilustracje i odmienne okładki, wreszcie bywa lekturą obowiązkową lub romansidłem do poduszki, kryminałem zapalającym uszy i błahą nowelką. Jak można nie czytać ich wszystkich?….